Atak zaglądam bo dawno nas nie było

Kota rośnie, je, śpi i szaleje. Ja się obawiam poważnie o jej zdrowie jak ona ma tą swoją głupawkę. Potrafi przez całe mieszkanie przebiec galopem i nie zauważyć nogi od stołu. Walnie, otrzepuje się i biegnie dalej... Najlepsze jest to, że ona za niczym nie biega, tak po prostu. I jej skoki są coraz dłuższe, potrafi się odbić i poszybować w powietrzu i wylądować z 1,5m dalej, muszę kiedyś zmierzyć.
Nasz drapak ma na górze taki jakby hamaczek i to w nim najlepiej się śpi naszej panience. Gorzej, że ona długa jest i ciągle coś jej gdzieś zwisa... W budce na dole mało kiedy śpi, woli w swoim koszyku w którym już kompletnie się nie mieści... W nocy tradycyjnie u kogoś w łóżku.
Dalej mało je suchej karmy i sama nie wiem co robić, szukać innej czy odpuścić i pogodzić się z tym, że mam taki typ kota i już...
Bo z tym jedzeniem to trudny temat jest. Prawdę mówiąc nie mam nawet 1/10 wiedzy o żywieniu jaką ma
koteczekanusi. Karmię intuicyjnie, trochę poczytałam w sieci, trochę popytałam weterynarza, trochę pamiętam czym rodzice karmili nasze koty... My też nie mamy łatwej sytuacji finansowej. Ja nie pracuję, zajmuję się dziećmi bo narazie nie mamy innej możliwości. Więc z jednej pensji musimy utrzymać całą rodzinę. 6 osób. Ktoś by zapytał - to po co Ci jeszcze kot skoro Cię nie stać. Ano nie stać ale dom tyle lat bez kota...? Wyobrażacie to sobie...? Nie pytajcie ile czasu się biłam z myślami wziąść czy nie wziąść... Wzięłam. Ale dlatego, że mój budżet jest ograniczony to mam narazie jednego kota. Bidę z budowy dla której miska whiskasa to był luksus. Kiedyś jak będę miała stabilniejszą sytuację to pewnie przygarnę kota bardziej wymagającego. Bo jedzenie to nie jest jedyny wydatek jaki się ponosi na kota. To jeszcze żwirek (nie lubię tych tanich bo pylą paskudnie i brzydko się zbrylają), to wizyty u weterynarza, to pieniądze odkładane na "czarną godzinę" gdyby w razie czego trzeba było do weterynarza nagle jechać, to skarbonka na sterylizację, która zbliża się wielkimi krokami...
Nasza kota ma w misce to co lubi. Bo suchego jeść nie chce, nawet wet dawał nam jakieś próbki RC - nie zje, chrupnie jedną, dwie i odchodzi. Whiskasa je, Josikata je. Ale tym się nie martwię bo ona w ciągu dnia zje może łyżkę suchego. Dlatego u nas króluje mokre, ona wybrała, ja próbowałam i ciągle próbuję ją przestawić ale głodzić kota nie zamierzam. Bo chyba zdrowszy kot z pełnym brzuchem whiskasa niż z pełną miską dobrej karmy, której nie zje.
Ja poszłam na kompromis właśnie. Sisajka nie je dobrej suchej więc ma to co lubi a w zamian dostaje codziennie mięso + mokrą karmę, jeden posiłek ma "gorszy" bo to saszetka whiskasa albo kitekata ale za to drugi już wypasiony - surowe mięsko (przemrożone oczywiście) które uwielbia. Czasem dostaje lepszą puszeczkę Gourmeta. W jednym sklepie zoologicznym mam lepszy asortyment karm ale ceny... zaporowe.
Nie wiem czy nasze żywienie jest prawidłowe czy nie, kota rośnie dobrze, kupy robi prawidłowe więc się na razie nie przejmuję (za radą
Moniki nie szukam problemów tam gdzie ich narazie nie ma żeby nie wywołać wilka z lasu) ale jak czytam inne wątki to zaczynam mieć wątpliwości...
No popatrzcie na nią, czy na tej zakichanej budowie byłoby jej lepiej? Czy wogóle przeżyłaby te mrozy? Czy urosłaby tak bardzo?
kotek prosi

kotek dostaje



