Dzisiaj o mało nie zeszłam z nerwów na zawał...
A wszystko przez tego biednego, małego, chorutkiego...
Takie mam o nim zdanie, a on ma gdzieś moją opiekę, udając, że jest już duży i zdrowy
Rano jak zwykle, kiedy nie ma wiatru i deszczu obaj panowie Jamniś i Żuczek wybiegają na ogródek, chwilkę ganiają i razem wracają do domu...
Dzisiaj też pobiegli, po chwili wrócił tylko Żuczek...Myślałam, że kocio zaraz przybiegnie...
Zamiast Cudaczka przyszedł mój brat z kotem pod pachą
Okazało się, że Rambo zwiał Żuczkowi za płot, piesio zaczął za nim szczekać, więc brat wyszedł zobaczyć co się dzieje...i zobaczył...Cudaka na brzozach...a brzozy rosną przy drodze, w odległości ok.6 m od naszego płotu...
Kocio beztrosko skakało sobie z drzewka na drzewko a Żuczek szalał, bo nie miał jak wyjść...pewnie też chciał poskakać
Więc diabełek ma karę, będzie siedział w chałupie...
I teraz mam zmartwienie, obawiam się, że nie będzie się pilnował domu, że to
kot wędrowny
Już raz przyłapaliśmy go na dezercji, kiedy próbował przejść po siatce do sąsiadów...
Kiedy go przygarnęłam miałam wrażenie, ze kociak już był w czyimś domu, był czysty, nie miał pcheł, grzecznie ganiał do kuwety, ale wywędrował, no i spotkało go nieszczęście...
Nockę mam z głowy...