No czasami kogoś (głównie miejscowych) może ponieść "nastrój chwili" i trzeba ich ciut temperować. Bo np. "mnich" podczas obrony klasztoru zamiast rzucać "kamienie" ze styropianu na oblegających, złapał solidne polano i chciał kumplowi przydzwonić. I jeszcze trzeba to było zrobić tak, żeby publika się nie zorientowała, że jeden broniący broni oblegającego przed krewkim mnichem

.
Ale z księdzem było zabawnie - bo wg scenariusza on wyszedł nas (husytów) nawracać. Chłopcy go złapali, "poszturchali" (na niby) i zaprowadzili do obozu, gdzie miał być "torturowany" i co jakiś czas krzyczeć. Był tak sympatyczny, że gadałyśmy z nim przy przygotowaniach do uczty (zrobienie jedzenia na 80 osób trwa jak się to robi na ognisku, nawet dużym), karmiłyśmy go i co jakiś czas przypominałyśmy żeby donośnie jęczał i krzyczał że się wiary nie wyrzeknie, bo przecież go torturujemy (karmiąc marchewkami i karkówką z sosem czosnkowym). Potem było wyciągnięcie go przed obóz, wsadzenie do beczki, którą zabili gwoździami (a ksiądz w tym czasie wylazł drugim końcem i został zakryty płaszczem i czapką), obłożyli chrustem i podpalili. Ładnie się paliła, ksiądz zawył umierając a rycerstwo śląskie ruszyło na nas, dając pretekst do schowania się w obozie (i pozwoleniu księdzu na "urwanie się" do kościoła bo do mszy mało czasu zostało).
A osoby pragnące mnie zobaczyć w strojach różnych mogą wysłać maila na pw to dostaną. Bo jak dostanę zdjęcia z Sylwka gdzie jestem sama (zrobione bo Broszka prosiła o saree) to wkleję tutaj, co do reszty - niestety nie mogę.