» Czw sty 17, 2013 10:35
Re: Na carskim dworze, czyli caryca Katja i księżna Eli
Nigdy w życiu nie czułam się tak parszywie.
Jakiś czas temu moja dobra znajoma, Maupa, straciła kotkę w wypadku, którego człowiek z najbardziej wybujałą wyobraźnią by nie przewidział. Pisała wtedy, że czuje się jak namiastka właściciela i pomyślałam, że co by się nie stało nigdy nie obwiniałabym siebie – wypadki przecież chodzą po ludziach, a ja o swoje koty dbam, jak tylko potrafię; kocham je tak mocno, jak tylko się da.
A potem wyprałam Katję w pralce.
To nie żart. Wyprałam kota w pralce. Trudno mi powiedzieć, jak to się stało. Nigdy nie wskakiwała do pralki, więc nigdy nie sprawdzałam, czy jej tam nie ma. Ustawiłam pranie i po jakichś 10 – 15 minutach (bijcie mnie, a nie powiem, po ilu konkretnie) usłyszałam miauczenie i chwilę później zorientowałam się, że wcale nie dochodzi z szafy.
I wtedy stanęło mi serce.
Doktor Czerski przez telefon powiedział, żeby zostawić ją w ciepłym miejscu i obserwować, nie ruszać, nie stresować dodatkowo, dopóki nie będzie to konieczne. Błędnik jej pewnie szalał, bo chodziła jak pijana. Wczepiła się we mnie – ja w szoku, smarkająca i wyjąca, ona dochodziła do siebie. Jak się ogrzała i przestała trząść poszła się umyć, coś zjeść, potem wróciła od razu do mnie. I spała ze mną na łóżku przez całą noc. Wystraszona siedziała ufnie ze mną. Z tą, która ją zawiodła. No bo jak, do jasnej anielki, można WYPRAĆ KOTA?
To się przecież nawet w filmach nie zdarza.
Z zaobserwowanych szkód:
- futro zalatujące lekko proszkiem;
- zdarty pazur;
- dziś ropa w oczach;
Źle mi. Nie oczekuję pocieszeń, bo nie mam absolutnie nic na swoją obronę. I tak nikt nie jest w stanie sprawić, bym czuła się jeszcze gorzej. Muszę to z siebie zrzucić, bo są ludzie, których obiecałam informować o tym, jak Katja się czuje i co się z nią dzieje.
Co by było, gdybym ustawiła pranie na wyższą temperaturę? A gdybym włączyła pralkę i poszła do sklepu, tak jak mi się to zdarzało? Nie mogę się pozbyć wyobrażenia znalezienia pomiędzy mokrymi ubraniami martwego kota.
Wszechświat dał mi znak. Nie zasługuję na miano właścicielki czegokolwiek. Zastanawiam się więc, czy powinnam nią być.

