W tym wątku, który przytoczyłam na końcu dwa posty wcześniej kot też miał sondę /bo jak Mokatek: chodził wąchał i coś skubnął albo i nie - jakby miał ochotę, ale nie umiał jeść/ i po 2 miesiącach doszedł do siebie - istne cudo z niego! Całe dwa miesiące trwało zanim zaczął sam jeść, a też szwankowała wątroba i trzustka oraz była anemia, więc jak widać nawet jak kot sam nie je z powodu takich problemów zdrowotnych, to jest sens walczyć czasami wbrew jego woli nawet (tamten też jadł mało albo memłał i wypluwał chrupki jak ona). Ale wolałabym bez sondy, bo to zawsze ryzyko problemów aczkolwiek chyba łatwiej wtedy podać więcej jedzenia bez stresu dla kota (a może nie)? Bez sondy przynajmniej z drugiej strony może walczyć, więc może stres nie taki do końca zły? Tyle, że pakowanie po 1ml i kilka minut głasków to bardzo czasochłonne (więcej umie wypluć, a do tego nie chcę, żeby się zakrztusiła) i jak będę jej miała podać 20ml, to albo zacznie szybciej jeść, albo cały dzień stanie się jednym wielki posiłkiem... ona to mleko z żółtkiem liźnie 3 razy i uważa, że się najadła - no tak to się nie da... no nic - na razie walczę strzykawką.
Dzisiaj jej na obiad i kolację dałam mniejsze porcyjki (po łyżeczce), bo miała tkliwą wątrobę rano - chyba wczoraj za dużo jej dałam kalorycznego jedzenia i miała to problem przerobić (ciężko z nią - tłuste nie, bo trzustka i wątroba, a znowu za dużo białka dało by po nerkach, a na cukier to kot daleko nie zajedzie; na odwodnienie trzeba uważać, ale z nawadnianiem ostrożnie, bo znowu anemia itd.). I hepato nie daję do jednego posiłku tylko dzielę po równo do każdego - łącznie kapsułka dziennie (ma dodatkową taurynę i witaminy dzięki temu); udało mi się kupić taurynę (w sklepie z odżywkami dla sportowców - taka bez dodatków - kapsułki po 1500mg, więc dzielę to jak narkoman ścieżki /na 10 - czyli oprócz 100mg z hepato, ma 150 z tego/ - jajko i mleko nie mają tyle tauryny co mięso, a już na pewno nie zjadane w takich ilościach jak ona "pochłania", a jej brak dla kota wiadomo jaki jest niebezpieczny). Po tym jajku z mlekiem nie ma jak na razie biegunki (pomimo, że taninalu nie je - dzisiaj nie dało jej się podać - stwierdziłam, że widocznie wie, co robi). Wolałabym jej dawać większe porcje, ale jej wątroba musi wytrzymać to dożywanie, a przerobi tyle a nie więcej (po antybiotykach jest i tak obciążona), więc będę jej jedzenie zwiększać stopniowo ile się da (w domu ma bardzo ciepło i nie musi uciekać, więc nawet jako chudzielec da radę). No i mam spirulinę bez dodatków w kapsułkach - rzeczywiście śmierdzi starą morską rybą, ale Mokatek jakby bardziej zainteresowany.
Teraz leży w kuchni na krześle obok demonstracyjnie wykręcona plecami, bo przecież tak ją krzywdzę pakując jej jedzenie jak ona nie chce

co do siemienia - ogrzewam filiżankę, później zalewam łyżkę siemienia wodą tak, żeby było minimalnie i pod przykryciem się zaparza - po 15 minutach ma konsystencję kisielu i takie jej daję: czy ma powikłania żołądka po tym przeciwgorączkowym, czy podrażnione jelita po antybiotyku, to i tak jej dobrze zrobi; tylko podaję 3 h przed/po posiłku, bo len trochę utrudnia wchłanianie składników, a i bez tego ciężko jest ją odżywić.
Dzisiaj chciałam ją trochę mokrą gąbką obetrzeć pod pyszczkiem, bo jest poklejona z tego, co wypluwa - wstawiłam ją do suchej wanny, obok miska - zamaczam gąbkę, a ta chodu z wanny - ledwo ją złapałam przy tym skoku: chude chuchro, ale waleczne.
W każdym razie walczymy - z chorobą, a do tego między sobą podczas karmienia, ale jej chyba nieco lepiej skoro się tak wkurza - a co odstawiła dzisiaj przy probie podania kulki wyrzeźbionej z taninalu /nożykiem takie ładne wydrapuję, żeby dobrze się łykało/ to historia: 3 razy wypluła (ostatnim razem schowała pod językiem i poczekała aż wyjdę z pokoju); przy drugim podejściu wypluła mi ostentacyjnie w oko. Jak leży to wygląda jak ledwo żywa i biała jak papier, ale jak coś się próbuje robić pt. karmienie lub leki, to istny diabeł w nią wstępuje...
...