» Sob sty 05, 2013 20:54
Re: Wikolki znalazły DS
Teraz mogę się przyznać, najbardziej się bałam, że Wikolki nie znajdą domu, bo nie będziemy potrafili się rozstać.
Pisałam o Nich raz tu, raz na moim domowym wątku. Więc wszystko jest w rozsypce. Może opowiem jeszcze raz.
Wiki i Lolek urodzili się na działkach. Urocze i lgnące do ludzi maluszki szybko się oswoiły. Pokochały człowieka.
Ale ludzie nie zawsze kochają tak prawdziwie, jak zwierzęta. Wiki i Lolek nie mogły trafić do domu człowieka, który je oswoił.
Mieszkał tam już jeden kot. Nie było dla Nich miejsca.
Wiki i Lolek trafiły do nas. Miały po części zajać nasze myśli po stracie Nazirka, po części pomóc nam, odwdzięczyć się za wszelką pomoc, jaką ofiarowano naszemu Małemu Chłopczykowi.
Początkowo myślałam o Nich, jak o zadaniu do wykonania. Chciałam być twarda. TŻ w Wiki zakochał się szybko.
Wiki i Lolek były częściowo sponsorwane przez osobę, którą pokochały. Częściowo my staraliśmy się wyprowadzić Je na koty domowe.
Miały szczęście. Wiele osób chciało pomóc nam i Im.
Te niesamowite zwierzaki wykazały się niezłomną wiarą w człowieka i zdolnościami aklimatyzacji. Warunki mieszkaniowe uznały, za najlepsze dla siebie. Żeby być z człowiekiem zdecydowały się nawet polubić psy. Zaufały nam. I bezczelnie wkradły się do naszych serc.
Wiedziałam, że to nie będzie łatwa adopcja. Dwa koty na raz. Do tego dwa bure koty na raz. Żadne zdjęcie nie oddały ich całej urody.
Za to na żywo każdy zachwycał się ich lekko brytkowatym wyglądem, puchatym futrem, misiowatością.
A nas zachwyciło ich zachowanie. To jak wystawiały brzuszki do głaskania, jak domagały się uwagi, jak okazywały swoje uczucia.
W ich sprawie było ledwie kilka telefonów i kilka maili. Kilka beznadziejnych i dwa w stanie zawieszenie. Dwie Panie miały się odezwać po świętach.
Jedna się odezwała i okazała się TYM domkiem.
Pani chciała Je na prawdę poznać, zrozumieć, dać dom i otoczyć opieką. Nie wystraszyła się umowy, nie zdziwiła się, że maluchy nie są dla nas kłopotem, którego się chcemy pozbyć, lecz naszymi wychuchanymi Dzieciakami. Rozczuliło mnie, gdy usłyszałam, jak mówi o Nich "dzieciaki", bo my tak o Nich myślimy.
Wczoraj Pani była u nas. Długo rozmawialiśmy, bardzo spodobało się nam podejście do Kociaków.
Dziś zaweźliśmy je do nowego domu. Mam nadzieję, że ładnie się zaaklimatyzują.
Niestety Lolek się zestresował. W nowym domku zaszył się w kącie. Poczułam się troszkę, jakbym Go zdradziła. Jak Mu wytłumaczyć, że to Jego dom. Jak powiedzieć, że teraz ma swojego człowieka tylko dla Niego i Siostry. On jest taki wrażliwy. Bardzo czuły. Wiki nieco wystraszona, ale szybciej odnalazla się w nowym miejscu. Zjadła, zlokalizowała kuwetkę, nawiązała kontakt z Panią. A Loluś schował się przestraszony.
Ja wiem, to w sumie będzie większy przeżycie dla mnie niż dla Nich. Ale nie udało mi się nie rozpłakać w drodze do domu.
Mam nadzieję, że dzieciaki szybko się zaaklimatyzują. Myślę, że domku lepszego nie mogliśmy trafić. Bo nowy domek patrzy na Nie sercem. Na pewno będą zadbane i rozpieszczane. Na pewno będzie im lepiej niż u nas. Bo mają to, czego najbardziej potrzebowały, swojego ludzia.
Zuza ich szukała po naszym powrocie. Na razie jeszcze nie rozumie o co chodzi i sprawdza co jakiś czas wszystkie ich ulubione miejsca.
Trzymajcie kciuki, by się nie stresowały. Niech się dobrze bawią całe życie. Zasługują na to.
Dziękuję wszystkim, którzy pomogli naszym Wikolkom.
