Witamy cioteczki, witamy cioteczkę
Andę :D .
No zmorzyło mnie nieco wczoraj

...
Dzis poszukiwań ciąg dalszy, niestety nie zwieńczony sukcesem- koty nie ma

.
Moje wyrzuty sumienia są już wielkości Wielkiego Kanionu.
Łaziłam znowu parę godzin, przemoczyłam buty, bo oczywiście znowu padało, na szczęście tym razem krócej. Miałam dzis iśc jeszcze raz, ale moje butki póki co suszą się nad piecem...obu par przemoczyc nie mogę.
Z vipkowa...Zoś już zdrowy, w dobrym humorze.
Antolek bardzo ładnie zareagował na zawiesinę, i choc pomalutku, to chyba do przodu

.
W Bełżycach ganiałam takie bure małe chude coś.
Coś przelazło przez bramę na jedną z posesji, a z głębi podwórza wyłonił sie niezbyt przyjazny facet, który zaczął mi wyrzucać, że mu chcę kota ukraść. No okej, mógł tak pomyśleć, kota mu ganiam, transporter w garści dzierżę...Ale mu chciałam wytłumaczyć, że jak mieszka pół metra od głównej bełżyckiej ulicy, którą jeździ wszystko, to nie powinien kota wypuszczać. " A pani, kot to kot, mądry jest, po ulicy łaził nie bedzie ".
Jakbym miała cycki, to by mi opadły

.