Czymam kciuki za Rudolfa i Zulusa i mam nadzieję, że w pomocnej amosferze jakoś nam się chłopaki naprostują...
A zatem Maciuś - został wywołany do tablicy...
Jestem tylko skromnym pośrednikiem i co widać i słychać nie wypełniłam jeszcze obietnicy... ale streszczę co wiem i jak potrafię...
- Jak wcześniej wspominałam, Kamila (dzikak) ma stały kontakt z panią karmicielką i jeszcze przed świętami wysłałam jej na maila belejakie zdjęcia zrobione telefonem...zdjęcia ciemne i bardziej księgowe... ale tak,aby na razie choć takie wydrukowała dla pani karmicielki. Umówiłyśmy się też, że jak będę miała jakiekolwiek nowe wiadomości o Maciusiu będę Kamili przekazywać, aby pani karmicielka wiedziała, że jest bezpieczny...
- Przyznam szczerze, że rzeczywiście pani karmicielka utrzymała Maciusia w dobrym zdrowiu, pewnie też chłopak ma zdrowy organizm... bo poza tą infekcją kosmacz wrócił do normy i to jakiej normy... Jako Maciuś pełnojajeczny zaczął roznosić typowy smrodziawczy spray... Nie wiem czy wspomniałam, ale wyniki badań Maciusia są OK. Chłop nie ma problemu z nerkami (o co się bałyśmy, nie ma wirusówek, też był strach

) No jakby tu powiedzieć, zaistniały wszelkie okoliczności żeby Maćkowego pozbawić rzeczonych imponderabiliów jeszcze przed Wielkanocą. Co się niniejszym stało.
Zdrowotnie ma się chłopak dobrze. Futruje aż miło. Je mokre i suche, nie wybrzydza.
Jak wcześniej wspominałam wcześniej dostał antybiotyk, coś na wzmocnienie. Jest też zaszczepiony.
- Co do stanu oswojenia Maciusia.... Najfajniej byłoby ogłosić, że Maciuś rzucił się nowej opiekunce w ramiona i odtąd już żyli długo i szczęśliwie. Niestety stan oswojenia nie ulega gwałtownym postępom. Cusik rzeczywiście Darii trafił się trudny tymczas...
Można usiąść koło niego w odległości pół metra jak je, ale na próby dotknięciaczy też zbliżenia do niego reaguje syczeniem... Na razie niespecjalnie potrzebuje człowieka. Przebywa w towarzystwie 2 innych dooswojeńców... i kociaste mu wcale nie przeszkadzają... on im też nie robi wbrew... i tak sobie funkcjonuje z nadzieją na poprawę (nadzieja jest w nas)....
- co do pani karmicielki, pewnie nikt teraz nie miał czasu nawet myśleć (tyle się dzieje), tak się zastanawiałam, jak następnym razem przyjedziemy do Szczytna po kolejnych partyzantów (pewnikiem szybko) mogłabym przywieźć dla pani karmicielki jakieś czekoladki, karmę (nie mam pomysłu na to co jeszcze, podobno pani nie chciała pieniędzy

)...oczywiście muszę się postarać wcześniej odwiedzić Macintosha i zrobić mu lepsze zdjęcia nie strasząc go za bardzo... No nie wiem co myślicie..? Jakieś podziękowania, dyplom (

)...
bredzę...
Na razie kończę telegraficzny Macioskrót, pozostając w kontakcie.