Część dziewiąta: kulinarne rewolucje czyli sukcesy i porażkiCzęść tą w zsadzie nie wiadomo od czego zacząć. Mówi się zawsze, że wszystko należy zaczynać od początku, jednak w tym przypadku ciężko zdecydować, co jest początkiem.
Jak wiadomo, Bruśka nie ma zębów, ma za to duże problemy z trawieniem suchej karmy, czy ogólnie tego, co twarde. Do tej pory dostawała karmę mokrą (dwa razy dziennie) i suchą karmę namoczoną wodą (raz dziennie). O ile mokrą karmę podawałam w dwóch porcjach do tej pory każdemu kotu, o tyle zalewanie suchej stało się dla mnie uciążliwą nowością. Dlczego uciążliwą? Czyżbym była aż tak wygodna, że nalanie wody do miski stanowi dla mnie problem? Niekoniecznie. Problemem raczej jest to, że trzeba przy tym pilnować godzin karmienia, a nie zawsze ma się taką możliwość. Drugi problem jest taki, że Bruśka nauczyła się dźwięków, jakie towarzyszą podawaniu karmy. Dźwięk nastawianego czajnika jest niczym najwyższej klasy budzik, po którym automatycznie ustawia się pod drzwiami w oczekiwaniu na miskę. Niestety Bruja należy do kotów mało cierpliwych i każda chwila oczekiwania wzmaga w niej napięcie. Dlatego też, kiedy woda się zagotuje albo chociaż podgrzeje, a zalana karma wystarczająco namoczy, Bruśka jest już tak zniecierpliwiona, że nie tylko drze się jakby ją zarzynali, ale też rzuca się na jedzenie, jakby od tygodnia chodziła głodna. Je wtedy łapczywie, możnaby rzec, z prędkością światła, co niestety kończy się często tym, że ja sprzątam jej wymioty z każdego kąta pokoju, a ona do wieczora chodzi nienajedzona i niezadowolona.Jakis czas temu dostaliśmy w prezencie ogromny worek karmy suchej dla seniorów (Sabina bardzo, ale to bardzo jestem Ci wdzięczna, to dla mnie ogromna pomoc).
Tak wyglądało przesypywanie karmy z worka do pojemnika:

Ku mojemu wielkiemu zdziwieniu nie skończyło się to żadnymi problemami trawiennymi, mimo tego, że kota pożarła sporą ilość suchego pokarmu, w dodatku zupełnie nowego, którego wcześniej w pyszczku nie miała. Któregoś razu nawet, przy podaniu zmieszanej karmy starej z nową, zwymiotowała tylko stare chrupki, a nowe przetrawiła bez problemu. W związku z tym zarządziłam błyskawiczne przerzucenie kota na nowy pokarm, w dodatku na pokarm suchy, niezalewany wodą. Od tego czasu jesteśmy wolni od jakichkolwiek problemów żołądkowo-kuwetkowych. Bruśka może wcinać chrupki na sucho do woli. A woli wcinać 24h na dobę
W tym monencie pozostaje mi jedynie poprosić o wszelkie rady związane z uczeniem kota, jak jeść po tak zwanym troszku. Bruja pożera swoją dzienną porcję w ciągu dwóch minut, a później, mniej więcej co pół godziny, sprawdza czy miska nie napełniła się przy pomocy jakichś mocy magicznych. Jesteśmy twardzi więc miska się nie napełnia, ale tak dalej być nie może. Co zrobić żeby ją nauczyć podjadania? Czy jest jakiś sposób, nie wymagający od nas kupowania zabawek-karmników? Bruśka jedząca jak każdy inny kot, to dopiero byłby sukces!