Generalnie do mieszkania władowałyśmy się nie bardzo nawet pytając o pozwolenie. W głowach miałyśmy wytworzony klimat pt " kotki obfocamy, opisujemy, ustalamy szczegóły" Przez myśl nam nie przeszło, ze mamy czekać na klatce......
Pan się nieco spłoszył....
Po przekroczeniu progu domostwa - żadna z nas 3 nie miała wątpliwości, że łapiemy co się da i jeszcze szybciej stamtąd spadamy......W tym momencie jeszcze nie miałyśmy świadomości istnienia zarówno kołdry jak i Synka pod nią......
Pierwszą pokazana nam chyba Leosię.......leżącą w dziwnie obojętnym stuporze na parapecie miedzy butelkami po piwie i nieotwartą paczką Sanabelle ( chyba przyniesioną przez sąsiadkę ). Fetoru mieszkania malowniczo obsranego........( sorki ale co mam napisać? pokrytego biegunką? ) opisac się po prostu nie da. No Way.
Zaczełyśmy ją z Kasią oglądać.......właściwe to nie wiem czemu. Chyba bez sensu......ale szok zrobił swoje. Pominę litościwie dlaczego Kasia wzięła Leosię za faceta.......a może nie. Lepiej to odda klimat imprezy. Otóż omacuję Leosie i mówię - dziewczyna .......a Kasia chłopak......a ja ( uparcie ) dziewczyna, to co macasz to mój palec....

W tym momencie pan przyniósł na rękach Stefanke...... żadne zdjęcia nie oddadzą tego jak naprawdę ten kot wygląda. Gabaryty niezbyt wyrośniętego szczura pokrytego ropa. Nie pamiętam kto ją wpakował do transportera - chyba ja.
Dziewczyny "rozbiegły" się po lokalu - gadając jedna przez drugą. Tak naprawdę to właśnie ten drobny szczegół, że było nas 3 i że wszystkie jesteśmy hmmm noo rozmowne uratowało tym kotom życie. Pan się po prostu zgubił......nie wiedział za którą lecieć.....istotnym elementem jak się okazało była także niechęć do obudzenia Synka.......
O istnieniu wyżej wspomnianego dowiedziałam się w momencie, kiedy nie pytajac o zgodę wparowałam do pokoju celem zabrania biało- czarnej persicy.......tej która została. Niestety p. Henio mi ja wyrwał ( w sensie dosłownym ) z rąk i informacją, ze ta nie!. Bardzo mi się to nie spodobało, zwłaszcza że moje występy w domu rozpoczęłam od syków w kierunku Kasi ( bierz tego, łap tego, tego zabieramy - mając na mysli Baltazera - ktory w orginale jest naprawdę przepięknym kotem - a w każdym razie będzie......). Pan zaś na próby Kasi spełnienia moich syczących próśb zaoponował 'ten nie - Syn chce sobie zostawić tego!).
Usiłując zachowac chronologię - dziewczyny lataja po pokoju, ja szarpię się z p. Heniem.......wtem któraś mi daje dziwne znaki, które miały wyrażać chyba "cicho" pokazujac na jakiś taki owinięty czymś tłumok malowniczo udrapowanym w barłogu..........
Z tłumoka wystawał fragment policzka, który równie dobrze mógł mieć lat 30 co 60 lat...........Był to własnie nie kto inny tylko Synek.......
Jakimś dziwnym trafem dotarło do mnie, że jak Synek się obudzi, to nie tylko koty stamtąd nie wyjdą....ale my też niekoniecznie. Oczami wyobraźni ujrzałam Synka z tulipanem w dłoni........głosno oznajmiającego światu naszą domniemaną profesję oraz jego prawo posiadania........
Uff cdn