Dotychczas wszystko było super, pani nie pracowała, miała dla kota i domu dużo czasu, kilka mies. temu poszła do pracy i podobno kot zaczął niszczyć mieszkanie, drzeć sprzęty, ubrania, dywany, tapety, rozgrzebywać kwiaty... tłumaczyłam, że to stres, że jego zycie się zmieniło, że się nudzi i czuje się samotny i stąd takie zachowanie, że należy wziąć drugiego kota w tej sytuacji.
Niestety nie dali się przekonać.
Spis trzeba zaktualizować, jakiś remenent przed końcem roku zrobić, aktualnie na stanie mamy:
1. Mała bura jednooczka - Basiula
2. Klementynka - 7 mies. trikolorka
3. Roksanka - około 2 letnia czarnulka
4. Loco - tak Loco nadal nie znalazła domu

5. Kitka
6. Filipka
7. Malinka
8. Alva
9. Pum
10. Tigerek
11. Oskarek
12. Lalunia - szylkretka zwana La Luną
13. Apisek
14. Felicja
no i moja piatka:
15. Tygrys
16. Micek
17. Bleki
18. Ciunek
19. Jasiu
No to i tak nieźle, zeszłam poniżej 20

Loco cudna puszysta trikolora już pół roku nie może znaleźć domu, w tym tygodniu rozmawiałam z jedną panią, sytuacja była bardzo obiecująca, byłyśmy najpierw umówione na spotkanie na dziś, ale pani poprosiła o spotkanie wczoraj, bo akurat skądś tam wraca i bardzo jej zależy (myśląłam że na Loco). Zaprosiłam ją do siebie, oczywiście koniec tygodnia, piatek wieczór, w chałupie syf i malaria, szybkie sprzatanie przed przybyciem pani choć człowiek już pada na pysk, no ale czego się nie robi dla dobra kota. A pani zaraz po wejściu oznajmia, że właściwie to przyszła mi tylko osobiscie powiedzieć, że zdecydowała się adoptować innego kota, skąd innąd.

No cóż, wszystko mi opadło, ale chociaz kalendarz kupiła.
A dziś odbieram telefon jeden z wielu 'w typie':
pani: ja dzwonię w sprawie kotków.
ja: w sprawie ogłoszenia?
pani: nie, pani przyjmuje kotki?
ja: nie, ja oddaję kotki

pani (wyraźnie zbita z tropu): ale takie bezdomne, porzucone przyjmuje pani? Bo u nas na działkach .....
No nic umówiłam sie na jutro na te działki, obejrzeć co tam jest, na ile adopcyjne, pomogę w robieniu zdjęć, ogłoszeniach ale chyba niewiele więcej....
A potem pani jeszcze mówi, że pod blokiem jej matki to taka jedna pani wyłapała koty i uśpiła i dlatego jej matka jest wrogo nastawiona do tych co niby pomagają....
Ja zdziwiona mocno tym co kobieta mówi, pytam o adres tego miejsca gdzie niby ktoś wyłapał i uspił, bo to moja dzielnica i w kilku miejscach coś robiłam, więc zaczęło mnie to zastanawiać, i właśnie się okazało, że to miejsce to Pańska skąd wzięłam 3 kociaki (Apiska, Agatka i Adelkę) Agatek i Adelka są w dobrych DS, Apisek wrócił. Ich matkę wysterylizowałam i wypuściłam i z tego co wiem to zyje i ma sie dobrze, a z matką tej pani miałam bardzo nieprzyjemne rozmowy wtedy, nic nie dawała sobie wytłumaczyć, że trzeba kotkę wysterylizować, maluchy leczyć, przecież Apisek stracił oko na tym podwórku, pod jej cudowną opieką z powodu nieleczonego kk....
I jeszcze teraz rozpowiada o mnie takie rzeczy, że niby koty wyłapałam i uśpiłam. No masakra.
Pani do leczenia kotów i sterylizacji matki oczywiscie nie dołożyła ani złotówki, jeszcze mnie swego czasu obrzucała stekiem wyzwisk.