Nie ... nie kastrowałam, nawet też o tym nie myślałam. Ale też, o ile mi wiadomo, gumowe kury jaj nie znoszą
Pacz Pani, przez chwilę myślałam, że zajrzałam do wątku Broszki

Bywam u niej z wielką przyjemnością i za każdym razem zazdraszczam, wiec sobie nie zaznaczałam, coby nie cierpieć katuszy.
A skoro w wątku pojawiły się liski, to napiszę o chytrusku, którego spotkaliśmy w górach. Otóż w zamierzchłej przeszłości, kiedy byliśmy jeszcze piękni i młodzi (ale elektryczność była już ludzkości znana), marzyliśmy o zdobyciu korony Ziemi

No, może bardziej ja marzyłam, bo M zawsze twierdził, że nie będzie sobie bez potrzeby odmrażał zadka. W każdym razie ambitnie zaczęliśmy od szczytów tatrzańskich. Z mozołem wgramoliliśmy się na jakąś polanę i postanowiliśmy się wzmocnić zapasami z plecaka. Wyciągnęliśmy kanapki i tradycyjne jaja na twardo ... Patrzymy, a na skraju polany siedzi bardzo smutny lisek z podniesioną, bezwładną łapką. Jak nic złamana. Nie ma szans, żeby zdobył sobie pożywienie w takim stanie. Co robić

Dokarmić

Na paluszkach, żeby nie wystraszyć liska, zaniosłam najsmakowitsze i najbardziej pożywne kanapki jak najbliżej malucha i szybko się oddaliłam. Biedak podszedł na trzech łapkach, niemiłosiernie utykając. Postanowiliśmy do końca pobytu wdrapywać się na polanę - może za którymś razem uda się go schwytać i zawieść do weta

Ale, o dziwo

po przechwyceniu kanapki, nastąpiło cudowne ozdrowienie. Lisek zrobił gwałtowny odwrót i stając pewnie na wszystkich łapkach zniknął w zaroślach.
Po powrocie, z wypiekami na twarzach opowiadaliśmy o przygodzie... ale gospodarze sprowadzili nas na ziemię - kolejna para jeleni, która dała się nabrać rudzielcowi
