I znowu mam czas na poranną kawę przed komputerem
Jak umiera chory kot, to nagle pojawia się tak dużo wolnego czasu, że aż nie wiem na początku co z nim robić.
W miarę postępu choroby nawet nie zauważam kolejnych dodatkowych zajęć i obowiązków i dopiero gdy ich nagle nie ma, robi się jakoś dziwnie...
Dzisiaj mogę już trochę spokojniej myśleć i pisać o Koleczku, choć gula wciąż jeszcze jest w gardle.
Przede wszystkim bardzo dziękuję Ci Agnieszko, bo to dzięki Tobie mały mógł mieć zapewnioną tak fachową pomoc specjalistyczną -bez Ciebie byłoby to niemożliwe.
Dziękuję Ci też za możliwość długich rozmów o różnych późnych porach i "wygadania się" w tych najtrudniejszych dla mnie chwilach.
Kołeczek był u nas tak krótko, ale zabrał duży kawał naszych serc ze sobą.
Dopiero co, bo to tylko niecałe dwa miesiące temu odszedł Tercet, a teraz Kołeczek, obaj byli Felv(+).
Na razie pozostała trójka felvików ma się dobrze, jedzą, bawią się i biorą Interferon.
We wtorek idziemy z Taktem na kontrolę do dr.Czubek.
Reszta futerek też w zasadzie dobrze, choć ciągle ktoś pokichuje lub pokasłuję, ale nie ma tragedii.
Wyniki analizy moczu Napka wyszły dobrze, więc doktorostwo kazali odstawić leki i za miesiąc kolejna kontrola.
Oczko Rysi wciąż brzydkie (po niedzielnej wizycie u lekarza znów się pogorszyło), ale wciąż daję zestaw kropli i mam nadzieję, że powoli wyjdziemy na prostą.
Zauważyłam, że kilkoro znowu robi gorsze qupy i mam tylko nadzieję, że nie jest to objaw kolejnej infekcji...
Wciąż ładuję w stado tonę uodparniaczy i biotyków.