Alyss pisze:Trzeba by ułożyć jakiś sensowy plan. Nie mam doświadczenia w organizowaniu takich akcji.
Szczerze to nigdy nie byłam DT. Sama mam trudnego kota, którego ktoś pewnie wyrzucił, bo namiętnie niszczył firanki, zrzucał wszystko z szafek, zdarzało mu się mieć napady agresji. Rzucał się nagle i gryzł mnie. Istny szatan, ktoś by powiedział złośliwy, a on po prostu wiele przeszedł w swoim kocim życiu. Teraz to nie ten kot, kochany, dobry wujek dla młodszego Mikiego. Choć głaskać i przytulać mogę go tylko kiedy on ma na to ochotę. Śmiesznie to wygląda, rzucam wszystko, bo Kuba wszedł na kolana.
Alyss takie zachowanie kota, że rzuca się na człowieka i gryzie nie musi wynikać z tego, że wiele przeszedł!
Może to być efekt tego, że kot był za wcześnie wzięty od matki albo stracił matkę i wychowywany był przez człowieka.
Zaczyna wtedy opiekuna traktować jak swój gatunek - drugiego kota.
Rzuca się na człowieka zaczepiając go do zabawy.
Tak jak by zaczepiał swojego kociego kolegę
Ale przechodząc do rzeczy chciałam się podzielić swoim doświadczeniem w sprawie trudnego kota, bo wydaje mi się, że bagatelizujecie tutaj na wątku te informacje, które na temat zachowań kotki pochodzą z DS i obecnego DT. Bo z tego, co zrozumiałam założycielka wątku miała z kotką kontakt tylko na ulicy?
Znajoma karmicielka dokarmiała kiedyś na ulicy bardzo ładną i oswojoną kotkę.
Po kilku miesiącach doszła do wniosku, że ją przygarnie do swojej kici.
Poprosiła mnie o pomoc. Kotkę z ulicy zaniosłam do domu na rękach.
Była super miłą, głośno mruczącą, patrzącą człowiekowi miłośnie w oczy koteczką.
Na początku była izolowana od rezydentki, szybko zrobiłyśmy odrobaczanie, sterylkę, szczepienie.
Okazało się, że jest w dobrej kondycji i zdrowa.
Problem pojawił się, kiedy doszło do kontaktu z rezydentką.
Pierwszej próby połączenia nie widziałam, według relacji zaatakowała nowa. Kotki zwarły się jak walczące kocury. Rezydentka ze strachu posikała się i uciekła.
Został podjęta jeszcze jedna próba przy mnie.
Nowa koteczka siedziała w kuchni, kiedy przyszła rezydentka.
Atak był błyskawiczny, bez ostrzeżenia.
I znowu rezydentka w trakcie zwarcia się posikała i uciekła.
Więcej prób nie podejmowałyśmy.
Jasne było, że musi być dom bez kotów. Tylko ludzie, dla których kotka potrafi być miła.
Poszła do ludzi, którzy właśnie stracili kotkę.
Była tam miesiąc, kiedy zadzwonili, że chcą ją oddać.
Kotka od początku nie akceptowała mężczyzn i w czasie dwóch miesięcy pobytu w tym domu, nie zaakceptowała. Kiedy pan domu lub jego syn wchodzili do pokoju, to warczała. Do kobiet odnosiła się lepiej, szczególnie lubiła wchodzić na kolana, żeby pospać, ale głaskana potrafiła niespodziewanie i bardzo mocno ugryźć. To jednak nie zniechęciło ich całkowicie, ale atak na najmłodszą jedenastoletnią córkę. Dziewczynka bawiła się z kolegą i biegała po mieszkaniu. Bieganie i hałasy widać przeszkadzały kotce, bo pobiegła za dziewczynką i zaatakowała ją. Boleśnie ugryzła ją w łydkę.
Musiałam jakoś się zorganizować, żeby ją zabrać, bo nie mogłam mieć w domu w tym czasie kota. Następne dwa miesiące koteczka spędziła u mnie. Mogłam ja poobserwować do woli. Oczywiście postępowałam z nią ostrożnie, w domu było bardzo spokojnie. Ale potwierdziło się to, że gryzie dość niespodziewanie i mocno, kiedy nie życzy sobie już głaskania. No i że potrafi zaatakować. Mnie zaatakowała, kiedy wróciłam z piwnicy. Dokarmiałam tam kocura. Całkiem oswojonego. Przy karmieniu ocierał się o moje nogi. W domu kotka zaczęła wąchać moje spodnie, potem warczeć, a wreszcie rzuciła się gryźć moje nogi. I naprawdę nie było w tym nic śmiesznego, że zapach potrafi tak zdenerwować kotkę, było to przerażające, bo kotka była rozjuszona i wściekła. Uciekłam do łazienki, żeby się szybko przebrać. Kotka zaatakowała też moją koleżankę. Skoczyła na jej ramię i ugryzła ją.
Dlaczego tak się zachowywała tego nie wiem, ale nie widziałam w jej zachowaniu oznak złego traktowania lub lęku przed ludźmi. Tak jak napisałam wcześniej z dworu przyniosłam ja na rękach, nie bała się ludzi, zachowywała się w mieszkaniu bardzo pewnie od początku. Spała na widocznych miejscach, w swobodnej pozie. Ze mną nie szukała specjalnie kontaktu poza posiłkami i przywitaniem, kiedy przychodziłam do domu.
Szukałam jej tylko i wyłącznie domu wychodzącego. I to bez małych dzieci.
Pomógł mi sąsiad. Kotka poszła do jego kolegi, który mieszkał pod miastem. Kotka nie mieszka w domu, ale w pomieszczeniu gospodarczym obok domu, bo Ci ludzie zawsze mieli niewykastrowane kocury i do domu ich nie wpuszczali. I co ważne kotka do domu się nie pcha. Owszem przy jedzeniu pomizia się i poociera o nogi. A oprócz tego żyje obok swoim własnym życiem i nie szuka kontaktu poza posiłkami. Pojeść, pospać i trochę się powłóczyć. To tyle.
Piszę o tej kotce, bo to, co przeczytałam o Milusi wydaje mi się podobne. Moją Rysię też mogłam nazwać Milusia tak bardzo wydawała się miła. A miała takie zachowania, że ja nie chciałabym z nią mieszkać w mieszkaniu!
Wracając do Milusi. Uważam, że zanim się kotkę przewiezie do nowego DT, to byłoby lepiej porządnie dowiedzieć się, jak kotka się zachowuje. Czy szuka kontaktu z człowiekiem i pcha się do domu? Dlaczego DT uważa, że jest „wredna” i czy według obecnej opiekunki możliwe jest, żeby kotka mieszkała w mieszkaniu z dwoma innymi kotami?
Na przykład taka sprawa: Alyss, czy będziesz miała możliwość ją izolować, jeśli się okaże, że atakuje Twoje koty?