Kurka, Amelka i Ofelia rzeczywiście mają ze sobą dużo wspólnego

. Ofelia ze dwa dni temu próbowała powąchać żarówkę. Świecącą się, oczywiście. Nochalek był ze dwa milimetry od gorącej żarówki.
Co do MK i jego osiągnięć naukowych, to myślę, że większość rodziców trzęsie się nad ocenami i sukcesami lub porażkami swoich pociech bardziej niż owe pociechy. U mnie też tak było, chociaż problemów z nauką nie miałam.
A mam kuzyna, któremu chyba cała rodzina próbowała pomagać w nauce, wszyscy stawali na uszach, żeby go podciągnąć - a on, z tego co zaobserwowałam, był ewidentnym leserem i nauka zwisała mu kalafiorem. Zamiast pomyśleć, pokombinować, wolał powiedzieć: "nie wiem, nie rozumiem". Jakoś zdał maturę, nawet poszedł na studia - kierunek artystyczny, pracę ma, kasę ma, więc ujdzie. Mnie w pewnym momencie, jak był w liceum, wkurzało zaangażowanie całej rodziny w jego naukę - bo on ewidentnie totalnie wszystko olewał, uczył się bo go pilnowano i niemal zmuszano, żeby się uczył.
Ale nie, nie, to powyższe to nie jakaś aluzja do MK. To tylko taka historyjka rodzinna, przykład jak to czasami wygląda, niestety. Bo co do MK - wierzę że w pewnym momencie stanie na nogi - i to na własne nogi - i spokojnie przejdzie przez liceum i maturę. Choćby z dwójką z fizyki. W końcu fizyka to nie pępek świata - prawda? A zresztą Reymont w szkole obrywał pały z polskiego, a później dostał literacką nagrodę nobla. Któż to wie, co jeszcze z MK wyrośnie.
Optymistycznie - koleżanka jakiś czas temu przygarnęła małego kociaczka. Długo się nie przyznawała, bo nie chciała zapeszyć - kociak był chory, wymagał leczenia, a ona niedawno straciła też przygarniętego kociaczka (najpewniej panleukopenia). No ale w końcu się przyznała. Wczoraj widziałam maluszka - niespełna kilogramowa kruszynka (choć przysięgłabym, że waży tyle co piórko), śliczny burasek z białymi dodatkami. Już zdrowy, choć nadal traktowany jako rekonwalescent. Do zacałowania. I tak oto zostało uratowane kolejne kocie życie. Nic tylko się cieszyć.