» Śro gru 05, 2012 18:45
Re: Wszystkie koty jamnika Melona III- optymizmu...:(
Coś nieco bardziej optymistycznego, choć może nie do końca "na miejscu" jeśli chodzi o osobokota: wczoraj Leoś był u weta.
Jednak taka wyprawa z Leonikiem to drobiazg, mimo ,iż trzeba go wieźć w szelczkach i na smyczy-po kiego ta smycz-nie wiem.Wszak stópka leukotkowa nie dotknęła ani przez sekundę podłogi w lecznicy bo Leoś- jak to on -wisiał w pozycji pokracznej na mnie, albo na Małżu, okresowo drąc paszczę (a głosik leosiowy przypomina dźwięk otwierania drzwi głównych w zamku kryżackim 200 lat po porzuceniu tegoż przez miłych gospodarzy...).
Leonidas ma teraz etap "egzotyk długowłosy", czyli jeszcze-nie -pers.
Egzotyk ów ma podstrzyżoną bródkę (bo ciągle była mokra-zapluta albo umoczona w jedzeniu czy piciu) , wiec twarzyczka jest taka bardziej "w szerz".Do tego leukowe zdziwione oczęta oraz pół otwarta zawsze paszcza...Leoś zrobił furrorę w lecznicy swoją prezencją.Jeśli dodać do tego to,ze on robi rozgwiazdę na każdym czlowieku, ktory go weźmie na ręce oraz nieustanną, radosna chęć myziania się z każdym, z rejestratorkami włącznie- lecznica jest już pełna leukotowych fanów.
Bo Leonid zachowal się jak angielski gentalman: patrzył zdziwiony na skapującą do probówki krew, podziwiał panią podającą mu zastrzyk...
Kochają go w tej lecznicy po wczorajszej wizycie!
Dowód?
A bardzo proszę: jeśli się chcę dowiedzieć czegoś o wynikach pozostałej mojej fauny domowej , tych pobranych w lecznicy -muszę żmudnie dzwonić i łapać pana czy panią weterynarz.dzwonić kilka razy , bo przeciż u weta wiadomo: praca,zabiegi,pacjenci..
A dziś nie.
Dziś o 8.30 zadzwoniła pani z lecznicy.
Się zestresowałam.Wiecie same...
- Łączę z panią doktor !!!- wydyszała (chyba łączyła w biegu) i zaraz odezwała się nasza pani doktor.
Zapytała troskliwie o zdrowie Leonika (czy się zestresował?)(on?a ja?!), po czym oznajmiła,że "kociaczek" ma modelowe wyniki morfologii i biochemii.
Pomartwiła się jak tam Leoś po szczepieniu (TAK- ZASZCZEPILIŚMY SIĘ!!), życzyła Leosiowi miłego dnia(!) i się rozłączyła.
Ciekawe,bo myślałam,że go poprosi do telefonu...
Leukot zresztą właśnie zajadał swojego porannego mokrego RC, wiec podejść nie mógł.
I wiecie tak sobie pomyślałam: jakby to pięknie bylo, gdyby tak z lecznicy dzwonili z wynikami "kochenieńkiej Amelci"...a nie rzucali się na jej widok pod stoły , krzesła albo chowali do toalety...żeby do Ameczki ustawiała się kolejka chętnych "badawczo" wetów...żeby mojej koteńki nie musiała trzymać czwórka dorosłych ludzi w rękawicach...
Żeby Ameleczka nie zostawiała śladów swoich ząbków na wszystkich żywych pracownikach kliniki oraz pazurów na sprzętach.Żeby nie trzeba było rolować jej w ręczniku.Żeby nie wyrywała się i nie ryczała głosem głodnej lwicy...
I żeby cała poczekalnia nie patrzyła na nas oszołomiona , kiedy wychodzimy z gabinetu!
Ech...marzenia...póki co, walczymy.
Śmjerć idjotom wef zjelonym ubranmku wef leczmnicy!Bendem jeich gryzmła i drapijała.Jezdem mondrom kotom i siem jeim nje dam!