w domu ciche dni
które nie wiadomo jak się skończą, w robocie stres przedświąteczny, śnieg pada i przymarza do jezdni, pasek od silnika mi piszczy tak, że mnie słychać w całej Łodzi, prezentów nie mam, takoż pomysłów na te prezenty, Georg ma focha i rzyga na zawołanie, Lolka dostała parchów, Stasiek chory w dalszym ciągu i spitala jak mnie widzi - nic, tylko sobie strzelić w głowę z broni krótkiej
Trzeba coś zaradzić, najlepiej etapami, stopniowo...
Zaczęłam od zwierzątek ukochanych i w padającym śniegu, z piszczącym paskiem, po pracy zabrałam te
chorsze i pojechałam do Cioci Ani. Stasiek załadowany szóstym biotylem, Lola - sterydem i shotapenem, bo Triderm już nie daje rady. Zostawiłam czworonogi i pomknęłam po makaron do tesco - bo zapomniałam powiedzieć, że w związku z cichymi dniami chwilowo stanęłam przy garach, co jak powszechnie wiadomo napawa mnie żywym wstrętem
W tesco kolejki do kas jak po darmowe wycieczki na Karaiby, ale dzięki temu rzuciły mi się w oczy takie bieliźniane koszulki, co to ciepło człowiekowi robią nawet w mróz siarczysty. Dwa prezenty mam z głowy. Może nawet trzy. Męskie, czyli te, na których pomysłu nie ma nigdy
Wróciłam do Seidla po zwierzaki, zbieram się już - telefon dzwoni. Numer kompletnie mi nie znany. Po chwili rozmowy telefonicznej - najpierw moja odmowa, bo trochę późno to swoiste zaproszenie, ale jak już dotarłam do domu to stwierdziłam, że właściwie co mi tam: ręki-nogi mi nikt nie urwie, najwyżej się zbłaźnię i tym miłym akcentem zakończy się nawet nie rozpoczęta współpraca...
Dzwonił bowiem Pan Doktor Weterynarz z pobliskiej lecznicy, zapraszając mnie jutro, na godzinę 13.00, na splenektomię u psa... już dzwoniłam do bossa, powiedziałam, że się muszę jutro wyrwać z pracy na godzinę-dwie, lecznica bliziutko, w 5 minut dojadę.
Problem w tym, że ja splenektomii nie widziałam nawet na filmie

Znaczy już teraz tak, bo od godziny przeglądam
jutuba w trzech językach i prawie płaczę słuchając po raz
fafnasty romantycznej muzyki, podłożonej do filmiku z zabiegu u jakiegoś weta z Egiptu...
I co ja mam tam robić?

do tej pory przy zabiegach to tylko u Ań Dwóch asystowałam (nie licząc sławetnego prosięcia z jelitami na wierzchu), coś tam przytrzymać, krew zebrać, czasem nitkę uciąć... Ale jak Pan Doktor Weterynarz wyobraża sobie tę moją asystę?
