Płochliwa kotka, a wizyta u weterynarza

Kocie pogawędki

Moderator: Estraven

Post » Pon lis 26, 2012 15:33 Płochliwa kotka, a wizyta u weterynarza

Witam serdecznie, jest to mój pierwszy post na tym forum, mimo iż wiele porad udało mi siętutaj znaleźć o wiele wcześniej. Jestem właścicielką 2 kotek(ok 11msc Neli i 3 msc Didi). Koty mam od 2 tygodni, zzadoptowałam je z fundacji Viva. Malutka kicia, bez oporów jest ufna i można z niązrobic co się rzewnie podoba, natomiast problem pojawia siez rudowłośą starszą kotką. Jest strasznie płochliwa i zaraz po przyjeżdzie do domu spedziłą 3 dni pod wanną(ogólnie jej wcześniejszy los nie jeast za bardzo znany, wiadomo ze mieszkała w domu bez innych kotów i ktoś ja wyrzucił jak zaciążyła w iweku ok pól roku).
Od samego początku chciałam wziac oba kotki na wizytę u weterynarza, ale pomyślałam sobie, ze dam rudej czas na oswojenie, przyzwyczajenie się do mnie i mojej wspólokatorki. Poza tym mała jak ją przywiozłam zaczeła miec lekkie oznaki początkó kociego kataru, wiec postanowiłam wpierw zająć siętym problemem.
No i tak mineły te dwa tygodnie, dzis postanowiłam oba koty wziąc do weterynarza, niestety moje próy skonczyły sie fiaskiem. Ruda nagle wpadła w popłoch i zabunkrowała sie za szafami w kuchni i od połowy dnia nawet nie zamierza stamtąd wyjśc. Nie umiem tego zrozumiec, gdyż miała ona wczesniej kontakt z weterynarzami(była już jednorazowo odrobaczana, no i po wykarmieniu swoich maluchów poddana sterylizacji w domu tymczasowym, w którym przebywała).
Chciałabym w jakiś sposób mało stresowy zapakowac ją do transporterka, ale ona zawsze ma jakąs intuicję i przepada jak kamień w wodę. Nie działają na nią zadne przysmaki, zabawki.
Chciałam sie zapytac czy ma ktoś jakies sprawdzone sposoby, no i czy jeżeli jej nie zapnę w szelki to weterynarz da sobie z niąrade podczas badania(bo musi przejsc porządną kontrolę włącznie z obadaniem tego jak zagoiła sie rana po sterylizacji, do tego odrobaczenie no i na bank po pewnym czasie szczepienie). Nie należę do laikó w kwesti kotów, bo juz wiele przewinęlo sie przez mój dom rodzinny, ale ta kocica jest ewidentnie inna od całej reszty i jedyne co to potrzeba do niej dużo cierpliwości.
Pozdrawiam.

SaphireMInd

 
Posty: 8
Od: Pon lis 26, 2012 15:19
Lokalizacja: Bydgoszcz

Post » Pon lis 26, 2012 16:57 Re: Płochliwa kotka, a wizyta u weterynarza

Przeszłam trochę wizyt u weterynarza z kotem-śmietnikowym dzikusem, który nawet nie chciał wejść do domu a co dopiero do transportera. Na początku działało zwabienie kota do transporterka chrupkami, ale kot szybko się nauczył i trzeba było przestać bawić się w półśrodki.

Wyszło na to, że najskuteczniejszą metodą było rozmontowanie transportera na części pierwsze (mój transporter rozkłada się na 2 symetrczne połówki, górną i dolną + kratka-drzwiczki). Później brałam tą dolną połowkę, wykładałam ręcznikiem, podkładem i w to wsadzałam kota. Samego kota jeśli się nie rzucał brałam pod łapki, ale jeśli kot stawiał czynny opór, to za kark. Później jedną reką przytrzymywałam kota, drugą składałam transporter i do lekarza. Szelek nigdy nie używałam, uprzedzałam tylko lekarza, że kot jest "trudny" i w gabinecie zwykle używałam tej samej metody demontażu transportera. Jeżeli kotka jest wrażliwa na walerianę (mój nie był), możesz użyć takich kropli, kot zaliczy odlot i będzie mu wszystko jedno co się z nim dzieje. Poza tym polecam zarezerwować sobie na tą operację więcej czasu (np. całe popołudnie) i niezależnie co się dzieje, być spokojnym kwiatem lotosu na tafli jeziora... A serio, koty mają tendencję do wyczuwania nastroju i jeśli właściciel zaczyna się denerwować, kot też się stresuje i cała operacje robi się jakieś 300% trudniejsza.
Myślę, że warto też przed całą operacją zlikwidować kocie kryjówki - zablokować czymś przestrzeń po szafkami, łóżkami itp.
Co do stresu u samego kota - słyszałam, że podobo dobrze jest na co dzień zostawiać transporter w miejscu dostępnym dla kotów, a od czasu do czasu umieszczać w nim coś dobrego (np. kocie ciastka czy inne chrupki). Ponoć w ten sposób kot nie ma wyłącznie nieprzyjemnych, weterynaryjnych skojarzeń z transporterem i ma mniejsze opory przed włażeniem do niego. Sama stosuję się do tej mądrości od paru tygodni i na razie nie widzę wiekszych zmian, ale się nie poddajemy i próbujemy dalej - może mój kot w końcu pokocha transporter...
Powodzenia!

Starshine

 
Posty: 51
Od: Śro lip 18, 2012 15:40

Post » Pon lis 26, 2012 21:58 Re: Płochliwa kotka, a wizyta u weterynarza

Miałam tymczasowo takiego kocura - fajny był, ale nie dawał sie upchnąć w transporterze - tak dziczył, że się go bałam.
Najpierw stawiałam mu jedzenie w dolnej części transportera, potem dołożyłam górę i przez parę dni tak go karmiłam. gdy się przyzwyczaił, dołożyłam drzwiczki i znów parę dni minęło.
Gdy trzeba było iść do weta, po prostu przymknęłam drzwiczki.

A u weta , to już niech wet się martwi :wink:
Tylko uprzedzić trzeba.

co ciekawe, kot się wcale nie zniechęcił do transportera, za drugim razem poszło równie gładko.

jaaana

Avatar użytkownika
 
Posty: 19355
Od: Śro gru 10, 2008 22:03
Lokalizacja: pomorskie

Post » Pon lis 26, 2012 22:37 Re: Płochliwa kotka, a wizyta u weterynarza

Podobno koty odczuwają nasze emocje.Słyszałam o wecie, który nie pozwalał opiekunowi dotykać kota mówiąc "pani się denerwuje, kot to czuje i też jest niespokojny".Fakt, z kotem radził sobie świetnie.Coś w tym jest, sprawdziłam.Postaraj się być spokojna, nie wykonuj gwałtownych ruchów, nie spiesz się.Transporter warto zostawić otwarty przez noc, koty się z nim oswoją, są ciekawskie z natury, więc do niego wejdą i tak.Zawsze tak zostawiam przed wyjazdem kotów do DS.
To też może wydać się głupie, ale działa.Otóż u weta, przy np.bolesnym zastrzyku delikatnie stukam kota po głowie.Odwracam w ten sposób jego uwagę.
Nowy bazarek viewtopic.php?f=20&t=217527 Zapraszam

ewar

 
Posty: 56333
Od: Wto lis 06, 2007 20:17
Lokalizacja: Stalowa Wola

Post » Wto lis 27, 2012 0:15 Re: Płochliwa kotka, a wizyta u weterynarza

Koty niestety jakoś tak dziwnie wiedzą kiedy chcemy je zabrać do weta... :?

Swoją kotkę pakowałam swego czasu do transporterka "na miskę" - wstawiałam coś dobrego, jak przód kota wszedł i zaczął jeść, to tył wpychałam ręką (trudniejsze) albo złożonym kocem (łatwiejsze - większa powierzchnia dopychania).

Doradzano mi żeby transporterek stał cały czas na wierzchu i dostępny, żeby kot się do niego przyzwyczaił i ewentualnie polubił jako schowek, ale u nas to niestety nie zdało egzaminu.

Obecnie dałam sobie spokój z transporterkiem - kotka nie da się zapakować. Mamy takie pudło: http://www.plast-team.com/products/home ... x-w-handle z dodatkowymi dziurkami w wierzchu i tak jeździmy do weta (samochodem oczywiście, noszenie tego jest dość niewygodne). Kotka akurat samochodem (w otwartym pudle) jeździ pięknie, mimo że nerwus i strachajło z niej okropne. Myślałam też o takim transporterku http://www.zooplus.pl/shop/koty/transpo ... towe/47375 ale mi połamali w transporcie a kolejnego nie zamówiłam więc nie wiem jak się sprawdza. Wkładanie kota od góry więc łatwiejsze, ale sam transporterek wydaje mi się dość delikatny (ale moja kotka jest dużą kobietą ;) , przy małym kocie pewnie byłoby ok). W każdym razie doradzam coś otwieranego od góry - łatwiej kota włożyć.

Pudło stoi otwarte i wyściełane, kotka czasem lubi sobie w nim spać - zwłaszcza na wyjazdach traktuje to jako "swój domek".

U weta - od pewnego czasu sprawdza mi się kaganiec viewtopic.php?f=27&t=139566. Nawet udało się kota zaszczepić, co jest niestety niezłym wyczynem :twisted:

Stukanie w głowę dla odwrócenia uwagi - tak. Aczkolwiek nie zawsze działa niestety.

Czasem pomaga zawijanie kota w koc lub ręcznik przy zabiegach; dobrze mieć swój żeby swojsko pachniał (u nas - duży ręcznik którym jest wyściełane pudło).

Swego czasu pomagało nam też podawanie Kalm Aida przez parę dni przed wizytą - pod warunkiem że kotka pozwala sobie go podać :twisted:

Odrobaczanie - albo cudeńka z pakowaniem tabletek w kocie kabanoski i podtykaniem (na przemian kuleczki bez "nadzienia" i z nadzieniem), albo - ostatnio - profender na kark (podany w gabinecie wet, kot oczywiście w kagańcu). Chyba zostaniemy przy profenderze, bo kotka doskonale wyczuwa że pańci coś podejrzanie zależy na tym żeby zjadła to co dają :twisted:

Weta koniecznie należy uprzedzić, i wet koniecznie musi być sprawdzony jako "z podejściem" i "kontaktowy". Próba rozwiązania siłowego "dla postawienia na swoim" da (być może) jednorazowy sukces, ale złe skutki długofalowe (w naszym przypadku jeden z wetów koniecznie uparł się na obcinanie kocich pazurów w pudle mimo proponowania przeze mnie innego sposobu, a jak kotka zaczęła się bronić - to bez uprzedzania mnie co zrobi zabrał się za kota metodą "rękawica i za kark". Efekt - kot zesikany, skupkany, wyjący, warczący itd. Nigdy więcej :evil: - a problem w takich sytuacjach jest m.in. taki że jak właściciel zacznie się przy kocie denerwować i wykłócać z wetem, to z robieniem czegokolwiek przy kocie jakimkolwiek sposobem TEŻ można sobie dać spokój :? ).

Jeśli kotka zacznie traktować pudło / transporterek jako swój azyl i np. w nim spać, to chyba odradzam wykonywanie zabiegów na kocie pozostającym w pudle - u nas zawsze była wtedy większa walka, chyba dlatego że kotka traktuje pudło jako "swój domek".

Ponieważ lecznicę mam blisko, więc nieraz najpierw idę sprawdzić czy jest dużo ludzi i ewentualnie zarezerwować kolejkę, a potem po kota. Długie czekanie w kolejce ma nieraz wpływ na zachowanie w gabinecie. Oczywiście należy mieć do tego miejsca w kolejce stosunek "filozoficzny" - przepadnie to przepadnie, truuuudno. Inaczej nie wolno, bo się zaczniemy spieszyć, a to niewskazane ;) .

Opiekun - brak nerwów, pośpiechu, i w ogóle najlepiej przed pakowaniem kota oraz w kolejce myśleć o optymistycznych niebieskich migdałach. One DOSKONALE wiedzą że opiekun się spieszy, jest spięty itd
Kicia ? - 09'96 ['] Czarnulka 1.06.97 - 24.12.08 ['] Myszka 26.05.96 - 4.06.11 ['] Mrówcia 05/06'13-13.03.16 ['] Szarusia Agatka ? - 7.02.18 ['] Kicia Liza 04/05'2000 - 29.05.18 ['] Pusia ~'2006/2007? -11.10.22 ['] Bercia ~11'2013 - 25.01.25 ['] Chudzina Mechatka ~2016 - 15.02.2025 ['] Misiu ~05'2012 - 9.06.2025
Taki mały kot; taki wielki brak......

włóczka

 
Posty: 1467
Od: Sob kwi 25, 2009 16:43
Lokalizacja: miasto prządek / miasto zalewajki ;-)

Post » Wto lis 27, 2012 0:48 Re: Płochliwa kotka, a wizyta u weterynarza

SaphireMInd, obejrzyj sobie 3 odcinek Kota z piekła rodem;] Jest na YT z lektorem. Co prawda nie rozwiąże problemu z transporterem, ale jest o oswajaniu dzikusa. Mnie ujęło podejście kociego behawiorysty, niby nie robi niczego specjalnego, ale to, jak to robi, przynosi rezultaty.

U mnie też transportery są dostępne dla kotów. Nawet w nich śpią. Jednak, gdy wystawiam transporter na środek pokoju, zawsze ten kot, którego akurat chcę zapakować, znika w jakiś cudowny sposób;] Pozostałe dwa uprzejmie się interesują sytuacją.
ObrazekObrazek

Hikiko

Avatar użytkownika
 
Posty: 1075
Od: Sob paź 30, 2010 22:27
Lokalizacja: Warszawa

Post » Wto lis 27, 2012 6:34 Re: Płochliwa kotka, a wizyta u weterynarza

Wydaje mi się, że kotka zachowuje się dość typowo i nie przejmowałabym się tak bardzo.Miałam kotki, które trzeba było wyciągać zza kanapy przed wizytą u weta, ale przytuliłam, ponosiłam chwilę na rękach i dały się zapakować do torby ( do weta koty noszę, więc torba jest wygodniejsza).W lecznicy nic złego się nie działo.Naprawdę spokój tutaj najważniejszy.
Nowy bazarek viewtopic.php?f=20&t=217527 Zapraszam

ewar

 
Posty: 56333
Od: Wto lis 06, 2007 20:17
Lokalizacja: Stalowa Wola

Post » Wto lis 27, 2012 6:48 Re: Płochliwa kotka, a wizyta u weterynarza

Hikiko pisze:SaphireMInd, obejrzyj sobie 3 odcinek Kota z piekła rodem;] Jest na YT z lektorem. Co prawda nie rozwiąże problemu z transporterem, ale jest o oswajaniu dzikusa. Mnie ujęło podejście kociego behawiorysty, niby nie robi niczego specjalnego, ale to, jak to robi, przynosi rezultaty.


Podaję link:
http://www.youtube.com/watch?v=e6kgqKBS ... ure=relmfu

Aktualnie mam w swojej sypialni kotkę po szyciu łapki.
U weta bywałyśmy nawet dwa razy dziennie.
Teraz jeździmy co 3 dzień. Jest to wiejska kotka, która na początku dochodziła tylko na karmienie. Później zadomowiła się w moim garażu.
Po szyciu łapy uznałam, że nie może tam być ( błoto z samochodów itp )

Mój syn ( 11 lat ) bierze jedną ręką kotkę za skórę na karku, drugą ręką zasłania oczy.
Wtedy do pokoju wchodzę ja z otwartym transporterem.
Syn wkłada kotkę i ... po krzyku.

Za to u weterynarza mam do czynienia z prawdziwym tygrysem.
Ostatnio trzymaliśmy ją we trójkę ( dwóch praktykantów i ja ), a jeszcze wetka miała problem, bo kotka walczyła jak mogła.

Edytuję: kotka oczywiście jest zaszczepiona i wysterylizowana.
Obrazek
Obrazek Czesio 6.04.2015 [*]

Mulesia

Avatar użytkownika
 
Posty: 6440
Od: Czw cze 03, 2010 9:04
Lokalizacja: Wielkopolska

Post » Śro lis 28, 2012 2:30 Re: Płochliwa kotka, a wizyta u weterynarza

Dziękujęwszystkim za rady. Jutro się okaże jak kicia da sobię radę ;)
W sumie koty, któe teraz posiadam są moimi pierwszymi kotami, którymi sie od podstaw zajmuje i które od samego początku wymagały opieki weterynaryjnej większej niż początkowe szczepienie i odrobaczenie+ plus pojawianie sie regularnie na powtórkach tych czynności. Wcześniej w domu zawsze z rodziną próbowaliśmy razem coś zaradzic. Mój problem polega własnie na tym, że jestem aż za bardzo przewrażliwiona na punkcie nawet podstawowych zabiegów i zawsze odnosże wrażenie, że mogę kociakowi wiecej krzywdy wyrządzic niż pożytku, bo nie mam doświadczenia. Jednak przy tych kociakach na bank naucze się podstawowej opieki i pielęgnacji tak pięknych futer<3
Mała jak miała początki kataru kociego 2 tygodnie temu to też miałam lekką panikę w oczach, bo nie dośc ze miała przypisane tabletki na odpornośc (i nie chciałą ich jest z najlepszymi przysmakami) to jeszcze kropelki do oczu. Jak już wspominałam, leczenie kotów to jest temat dla mnie zupełnie obcy, ale starałam się niesamowicie. No i o ile wychodziło mi zakrapianie oczu Didi bez problemu, tak podanie tabletki skończyło się tym, że po którejś już próbie mała wszystko wypluwała i poszłą ostatecznie obrażona do rudej pod wannę :D W głowie już miałam opcje, że jednak pojadę do weta i niech mi pomorze, albo jakiś lepszy patent pokaże. No, ale na szczęście moja wspólokatorka(też wielka miłośniczka kotów) miała pewne doświadczenie w tej kwesti.
Nikt nie mówił, że początki są łatwe, ale się staram jak tylko mogę; ) Tak oto malutka jako tako do siebie doszła po tamtym lekkim katarku.

Liczę na to, że ta pani weterynarz da sobię radę, bo przy kazdorazowej kontroli z Didi zawsze pytała się o Neli i jej przyzwyczajanie się do nowego miejsca. Zaleciła mi mniej wiecej odczekac tak z 1,5 tyg po tym jak Didi dojdzie do siebie przyjscie na odrobaczenie. Ogólnie to Didi jest mega żywiołowa, ale martwi mnie od samego początku jej o wiele luźniejsza konsystencja stolca niż rudej(może jest to przyczyna wieku). Z tego co siędowiedziałam z dt, to malutka jak byłą znaleziona(miała ok 4 tyg) była mega zarobaczona od środka i tragicznie przeszła odrobaczanie. Ruda(Neli) z kolei wygląda na okaz zdrowia, ale musi na moje przejśc wizytę kontrolną ogólną, gdyż trzeba dokładnie zobaczyc czy po sterylizacji wszystko się pięknie zrosło, przebadac ją ogólnie. No i oczywiście jak odrobaczamy to oba koty na raz :D
Jestem ciekawa jak to wszystko wyjdzie.
Jak narazie od 2 tygodni starałam sie zapewnij Neli, z racji jej wrażliwości i płochliwości, spokój i pozwoliłam powoli oswoic z mieszkaniem, ze mną(stąd nie targałam jej po lekarzach, bo nie miała żadnych objawów specjalnych chorób). Postępy w moim domniemaniu są ogromne, bo na początku pokazywała się tylko nocą, gdy wszyscy byli pod kołdrą. Z czasem wychodziła z kryjówek za dnia jak byłąm w domu, ale na obcych reagowała ucieczką. Od tamtej pory jestem w szoku jej wielkich postepów. Nie dośc, że sypia mi w nogach, z rana budzi mnie domagając sie pieszczot, szaleje jak opętana z małą to zaczyna nawet czasem podchodzic do moich znajomych i nie zwiewa na ich widok gdzie pieprz rośnie. Nie wiadomo co ją wcześniej spotkało przed tym nim trafiła do dt. Wiadomo natomiast, że musiała byc kotem-singlem w jakimś domu niewychodzącym(bo nieswojo czułą sie jak trafiłą w gromadkę tymczasów w dt, do tego nie potrafiła sie w ogóle zachowywac w stosunku do innych kotów) i została wywalona z domu jak zaciążyła w wieku gdzies ok 7 msc i tak urodziła młode na wolności. Młode najprawdopodobniej pozdychały, jeden znaleziony przy niej ostatecznie też zdechł na zapalenie płuc. Kotka zostałą wysterylizowana w połowie października i tak trafiła do mnie na weekend listopadowy. Mimo tej jej zaufania do mnie, jest płochliwa na wszelkiego rodzaju energiczne ruchy. W ogóle opisanie jej charakteru i zachowania moimi oczami jest na zupełnie inny wątek- w życiu nie spotkałąm tak specyficznego i nietypowego kota; )
Dziś oglądając telewizję zasnęła przy mnie snem kamiennym i wykorzystałam te sytuację na próbę obcięcia jej pazurków. Oczywiście czynnośc tę wykonywałam pierwszy raz w zyciu, więc stres niesamowity by nie zrobic jej krzywdy(tysiące poradnikó wcześniej przeczytanych), ale ta w ogóle sie nie zorientowała : D więc weterynarz jutro bedzie miał o te paznokcie mniej do stresowania jej.
Przepraszam za ten wielki esej, ale dla osoby, która na codzień nie ma do czynienia z tyloma kocimi przypadkami to każda rzecz w wychowaniu kotów jest niesamowicie ważna i czasem odnoszę wrażenie, ze ja to bardziej przeżywam niż onex D
Dziękuję również za porady.

SaphireMInd

 
Posty: 8
Od: Pon lis 26, 2012 15:19
Lokalizacja: Bydgoszcz

Post » Śro lis 28, 2012 7:28 Re: Płochliwa kotka, a wizyta u weterynarza

Tak tylko uwaga, tutaj ludzie alergicznie reagują na słowo "zdechł".
Każdy z nas był kiedyś nowicjuszem, też się denerwował.Teraz na szczęście jest internet, jest forum miau, wielu rzeczy można się dowiedzieć. Wszystko idzie ku dobremu :ok:
Nowy bazarek viewtopic.php?f=20&t=217527 Zapraszam

ewar

 
Posty: 56333
Od: Wto lis 06, 2007 20:17
Lokalizacja: Stalowa Wola

Post » Śro lis 28, 2012 14:48 Re: Płochliwa kotka, a wizyta u weterynarza

Ta twoja dzikuska jest już całkiem cywilizowanym kotem, wszystko idzie ku dobremu;]
I w sumie dobrze, że to twoje pierwsze koty, bo je obserwujesz, zadajesz sobie pytania, szukasz rozwiązań, no i jest większa szansa, że gdy pojawi się jakiś problem, nie zbagatelizujesz go. Jest tu wiele wątków, które zaczynają się od: "mój kot od tygodnia nie je/jest osowiały/coś mu się zrobiło w oko itp, co mam zrobić?... Mam doświadczenie z kotami, bo w moim rodzinnym domu było wiele kotów...itp". No totalna pomyłka. Więc to bardzo pozytywna postawa, że trochę panikujesz, że się skupiasz na kotach. Gdy je dobrze poznasz, będziesz wiedziała, jakie zachowania są dla nich normalne, a jakie nie i będziesz mogła szybko zareagować.
A pisanie esejów o kotach jest całkiem normalne, ludzie piszą o nich książki, i fajnie się czyta posty kogoś, kto dba o swoje koty i cieszy się z ich obecności.
Napisz, jak poszło pakowanie do transportera i wizyta u weta, czy obyło się bez rozlewu krwi ;)
ObrazekObrazek

Hikiko

Avatar użytkownika
 
Posty: 1075
Od: Sob paź 30, 2010 22:27
Lokalizacja: Warszawa

Post » Śro lis 28, 2012 15:56 Re: Płochliwa kotka, a wizyta u weterynarza

Niedawno wróciłam od weterynarza :) Troche powalczyłam z zapartością Neli, ale po burzy, próbie ucieczki z transporteka spasowała i zaczęła się żalic na głos. Szczęście w nieszczęściu mam dodatkowy (pożyczony) transporterek, wiec mała też miała swoją przestrzeń życiową(z tym, że ona sobie zbyt wiele z tego nie robi).
Głowe mam spokojniejszą, bo Neli zniosła te wizyte ze strachem w oczach, ale bez cienia agresji i po dokłądnym jej przebadaniu ogolnym wszystko jest w porządku. Początkowo pani doktor pobrała jej brud z ucha, bo nie wiedziałą czy są jakieś pasożyty, ale ostatecznie wyszło, że na szczęście nie ma.
Natomiast kwestie odrobaczenia narazie trzeba zostawic na potem, gdyż po przedstawieniu moich obserwacji na temat wypróżniania Didi stwierdziła, że skoro jest krew, czy ogólnie konsystencja koopki jest nie taka jak byc powinna to ona woli wpierw oddac ją do badania aby wiedziec z czym ma do czynienia. No i tym sposobem do końca tygodnia bede musiałą oddac próbki do badania i w przyszłym tygodniu podejmie się dalsze działania w kierunku doprowadzenia kociąt do stanu pełnego zdrowia: )

Ogólnie jestem pozytywnie zaskoczona, bo mimo wielkiego przerażenia i strachu rudej podczas badania nie było w niej cienia agresji. Co najwyżej chęc ucieczki i schowania sie gdzies gdzie jej nikt nie znajdzie, wiec nie taki diabeł straszny ^^

Jak już wcześniej wspomniałam, w moim rodzinnym domu też przewinęło się sporo kociaków, więc w kwesti oceny zachowań kota i spokojnego podejścia do niego nie mam problemu. Bardziej w gre wchodzi kwestia braku doświadczenia w pielegnacji i leczeniu, bo tym zajmowała się zazwyczaj moja mama. No, ale fascynacja tymi stworzeniami i wielka pasja jaką mam zaszczepioną od maleńkiego sprawia, że tak naprawdę wszystkie koty są mi bliskie i gdybym tylko mogła miec taką magiczną różdżkę to bym chciała im pomóc(to samo tyczy się psów i inyych krzywdzonych, samotnych zwierząt).

Dziękuję wszystkim serdecznie za porady i na pewno nieraz w sytuacji bezradności sie do was zgłosze :) Super, że są miejsca, w których można spotkac ludzi pełnych serca i poświecenia dla tych zwierząt. To jakoś przywraca wiarę w ludzi, szczególnie po zetknieciu sie w życiu realnym, jak i tym internetowym z wielkimi przejawami agresji, barbarzyńskiego traktowania zwierząt.

SaphireMInd

 
Posty: 8
Od: Pon lis 26, 2012 15:19
Lokalizacja: Bydgoszcz




Kto przegląda forum

Użytkownicy przeglądający ten dział: puszatek i 51 gości