czuję się podle, oto mój list do vivy:
Podejrzewam że kobieta, która adoptowała A -Delę miniaturkę uśmierciła ją po prostu

ADOPCJA w dn. 02.07.2012 r: Pani Wanda P.............., zam. ul.Leśny Stok , Gdańsk, (oryginał umowy adopcyjnej leży u Was w dokumentacji Miau Adopcje).
Kotke podrzucono mi do hotelu w maju, w lipcu była adopcja. Pani chciała dorosłego kota ale filigranowego, bo ma chory kregosłup, więc nie może dźwigać. Dostała A- Delkę miniaturkę. Z kotką od początku było coś nie tak. Kręciła się ciągle w koło, mój weterynarz tego nie umiał zdiagowować. Pani wiedziała że kotka ma taką przypadłość (prawdopod. neurologiczą). Powiedziała że będzie ją kochać taką jaką kotka jest. Potem dzwoniła i skarżyła się na kotkę, mówiła że jej weteryarz kazał uspić- bo kot się kręci w koło I NIC NIE BĘDZIE Z TEGO KOTA!!! ale kotka nie cierpiała, nic ją nie bolało, po prostu się kręciła. była po prostu taka. Jak już po 2 godz kręcenia zmęczyła się, padała i spała. Była kochana, oddana człowiekowi. nNajpierw była w schronisku, potem dziewczyna, która ją adotowała podrzuciła do mie i nie odebrała z hotelu. Następnie Pani Wada która ją adoptowała z Miau Adopcji do Wrzeszcza po prostu ją zabiła - to jest moje zdanie. Prosiłam żeby mi kota oddała, że znam wielu wetów, ze to ja chcę podjąć decyzję o ewetualej eutanazji. Zapewiałam, że kota nic nie boli, że jest szczęśliwy w swoim "pokręconym" świecie, że nie zabija się zwierząt tylko dlatego, ze są inne. Przestała odbierać ode mnie telefony, przy adopcji pożyczyła transporter wart ok 100 zł , nie oddała. Już wcześniej coś czułam, prosiłam dane tej kobiety z Vivy (spisanie z umowy adopcyjnej), prosiłam Wiolettę o wyjazd do Wrzeszcza, o sprawdzenie domu oraz sytuacji kota. Nigdy nie było czasu, nigdy nie było po drodze. A dziś kota po prostu nie ma

Dziś coś mnie znowu tknęło, po raz setny zadzwoniłam. Dowiedziałam się tyle, że kot nie żyje. teraz mają już nowego. Kot chorował i nie moja sprawa na co, bo ona podpisała umowę. to był jej kot więc mogła z nim zrobić co chce. zresztą nie powie mi co się stało- bo skoro ja kocham zwierzęta, to lepiej żebym nie wiedziała. Nie pomogło jak tłumaczyłam, że umowa Vivy obliguje ją do zawiadomienia o zgonie kota, i że ja chcę poznać diagnozę weterynarza - na co kot chorował i dlaczego go uśpili bez powiadomienia mnie o tym fakcie. Omówiła współpracy, poprosiłam o odesłanie transportera- którego też pewnie nigdy nie zobaczę. Powiedziałam że jak do trasportera nie dołączy dokumetacji weterynaryjnej o zgonie, przyczynie śmierci i przebiegu choroby- to zgłaszam sprawę do Vivy i rozpoczniemy postępowanie wyjaśniające. Była bardzo nie miła. Co powinnam zrobić w takiej sytuacji KIEDY NIE DOTRZE DO MNIE MÓJ TRANSPORTER Z KARTĄ ZGONU OD WETERYNARZA ?

a w lecznicy są 2 kocięta od Pauliny z grzybicą, nie przyjęłam na stan do siebie z uwagi a chorobę. jutro Wiola i Paulina odławiają kolejne 2 szt. na miesiąc zostały umieszczone u dr kasprzyka. potem jak będą zdrowe- zabiorę. ech kocie dramaty są wszędzie, matka tych maluchów została zabita przez samochód. są małe jak piąstki, z oczu leje się i grzyb zaawansowany
