Z PAMIĘTNIKA
STAREGO FILOZOFA
Zaiste, macki nasze i eee... sława.... sięgają daleko. Na inne całkiem fora, proszę cioć. No to się poczułem zmobilizowany, bo faktycznie, ostatnio się jakoś op... znaczy, obijam się. Ale wiecie - zimno, ciemno... bardzo ciemno... a pańcia non stop pracuje, a po pracy pada w łóżko, potem coś zjada, wpada na kompa i znowu do łóżka, a o piątej rano once again. Że się tak wyangielszczę. W tak zwanym między czasie oczywiście robi inne rzeczy, gotuje na przykład, ale - jak to pańcia - podprogowo. A czasem nawet przez sen.
Poza tym, ciocia Boo poruszyła pańciową demoniczną wyobraźnię i biedny Protazy nie ma życia. Pańcia zagląda mu w zęby, sprawdza, czy nie ma trzeciej powieki, usiłuje wytropić gdzie sika i ile zjada. No kuper kotu zawraca bez przerwy. Protazy tak się wkur... to znaczy - zdenerwował się, że przylał bogu ducha winnej Celinie, ale pańcia powiedziała, żeby sobie nie myślał, że zamydli jej oczy. Za słabo chyba przylał, czy jak?
Mamy nowe plemienne zawołanie. Wersje są różne, w treści chodzi o to, by ktoś spowodował pojawienie się wody w kranie. Zaczyna się na ogół lajtowo - "E!!! Wody nie ma!!!" Potem jest coraz gorzej - "Niech ktoś szturchnie tego ch...!!!!" aż do "Piii... jak w końcu piii... temu piiiii... piii... to piii." Pańci strasznie łatwo puszczają w tej sprawie nerwy, a najgorzej na tym wychodzi nieszczęsna waserwaga.
No i pańcio, który po pierwsze nie ma prysznica w pracy, ani nie chadza na basen, przez co jest zmuszony przynajmniej dwa razy podczas każdego mycia latać na goło i mokro do garażu w celu użycia waserwagi, a po drugie nie może zmusić fachowca do przybycia i naprawienia/wymiany, co powoduje ataki histerii u pańci i problemy interpersonalno-małżeńskie.
Poza tym pańcia chciała zrobić zapiekankę ziemniaczaną, ale przepis okazał się być zbyt streszczony i wyszły jej dwie keksówki ziemniaczanego chleba z zakalcem.
Dziwne.
