» Pt lis 16, 2012 11:49
Re: GACEK i MELA - znowu guzy...
Meliska w nocy przyprawiła mnie prawie o zawał. Ponieważ wczoraj w ogóle prawie nie wstawała, nie miałam jak przyuważyć, jak pannica wygląda. Przed północą wyjęłam ją z pościeli i zaniosłam do kuwety. Zrobiła co trzeba, wychodzi, a ja co widzę? Potwornie opuchniętą prawą przednią łapę. Pora późna, żeby dzwonić do naszej pani dr, więc szybka myślówka: skąd znowu taka opuchlizna, przecież wszystko ładnie zeszło, szew w górnej części ładnie zagojony - nic od rany. Padło na kubrak - niby tej samej firmy i ten sam rozmiar, co poprzedni, ale uszyty z płótna, taki bardziej sztywny, nierozciągliwy. Złapałam ten poprzedni, na szczęście dzień wcześniej uprałam, ale dziury powyrywane olbrzymie. No to w objazd po okolicznych całodobówkach - takiego z dzianiny nie dostałam. Więc igła z nitką - wzięłam się za szybkie zszywanie. I teraz już tylko zostało przebrać Melisę. Do skutecznych rozwiązań siłowych potrzeba ze trzech osób. Nie ma jak. I bałam się, że kocina mi na serce zejdzie ze stresu i przerażenia, jeszcze środowej wizyty nie odreagowała. No to może jakoś sprytnie... Uwiązałam na sznurku kawałki wołowiny, żeby czymś była zainteresowana, stała i patrzyła w górę. Odwiązać tasiemki z szyi, zawiązać nowe. Ściągnąć z przednich łap, naciągnąć na przednie łapy. Rozwiązać, zawiązać. Tylne... Zaczęła się narowić. Chwila przerwy, wół w paszczę. Kaftan zdjęty. Znowu warkot i syk. Przerwa. Wół. Udało się - tylne łapy w kaftanie. Teraz poprzekładać tasiemki - tu na krzyż, tu ciaśniej, tu poluzować. I JEST!!! Melisa przebrana. Po niecałej godzinie od rozwiązania pierwszej tasiemki. A dziś rano - tadam! - obrzęk ledwie zauważalny.
Gacek rano pojechał oddać krew, to grzeczna kocina, więc szybko i sprawnie było. Jak zwykle spotykam się z niedowierzaniem, gdy mówię, że to kot lat 16,5. Teraz prosimy o kciuki za wyniki. Cudu się nie spodziewam, ale marzy mi się stabilizacja...