Melduję, że całe rezydenckie stado psio-kocie zostało zaczipowane. Jesteśmy teraz w rękach wielkiego brata.
To na prawdę fajna sprawa, namawiałam teściową, ale ona nie rozumie po co czipować. A bratu ciężko się zebrać.
Moje za to wczoraj ogarnięte i dziś już nawet o tym nie pamiętają. Nie ma co się bać. W Warszawie ma być podobno obowiązkowe. Warto więc skorzystać, póki jest darmowe.
Zostaly jeszcze do zaczipowania tymczasiątka. Ale najpierw musze im książeczki wyrobić. Lolek będzie miał książeczkę już w poniedziałek, bo będzie na kontroli po pozbawieniu klejnocików. Bryka aż miło, raczej nie rozpacza po stracie. Chyba mniej to przeżył niż mój TŻ.
Moje kochanie przedkłada koty nade mnie, dlatego zamiast nowych ząbków dla mnie stanie nowy drapak dla koteczek. A tymczasiątka dostaną drapak dotychczas używany. W sumie rozumiem jego wybór, tyle czasu zbierał. Chciał go sprawić Naziemu. A teraz miejmy dziewczyny skorzystają.
Czekamy na dostawę karmy. Tymczasiątka jedzą tyle, że zapasy szybko się wykruszają.
Gajeczka zazdrośnie broni filcokulek. Zniknęły jej dwie w niewyjaśnionych okolicznościach (dla tymczasków). Podejrzewa Primkę, więc są małe kłótnie babskie. Muszę się zaopatrzeć w większą ilość tych cudów. Wiki za nimi szaleje, ale gubi jakoś łatwo. A ja nie zawsze mam siłę przekopywać wszystko by odkryć jej fantazyjną kryjówkę.
Brawusia się zrobiła strasznym pieszczochem. Wszystkie lgną do nas bardzo. Chyba już załapały, że z kimś je zdradzamy.
