Dziś rano na spacerze Gizek wywęszył kocią rodzinę - tuż za naszym podblokowym ogródkiem, za garażami, w gałęziach czarna kotka (podejrzewam, że uciekinierka pani Krystyny) urodziła 3 dzieci i urządziła im prowizoryczny schron w gałęziach i liściach. Tak zobaczył je po raz pierwszy Maciej. Skulone siedziały na tych liściach a matka je ogrzewała. Żal patrzeć.
Maciej miał dziś wolne, więc trzeba było działać dzisiaj i to szybko - Klempusiowie przywieźli nam klatkę łapkę, jednak matka kociąt gdy tylko nas zobaczyła prysnęła i tyle. Maluchy natomiast ukryły się w szczelinie pomiędzy garażami (jakiejś 15cm szparze długiej na 4m). Ani tam wejść, ani wypłoszyć ich. Próbowaliśmy różnych metod przepłaszania aż w końcu udało się i po kolei wyłapałam wszystkie rękami. Ostatni trzeci siedział w gnieździe - czyli w gałęziach i liściach, tez został złapany w ręce. Nie było to trudne bo żaden z nich prawie nie widział na oczy. To był ostatni moment - zaraz po prostu by poumierały - zwłaszcza, ze coraz zimniej a warunki takie raczej średnio sprzyjające.
Oto trójca

Zawieźliśmy maluchy i już po 12 byliśmy z powrotem - niestety kotka przepłoszyła się na amen i koło 16 już byliśmy zdecydowani odpuścić, ale że zrobiliśmy niezły kamuflaż klatki i stała ona właściwie w takim miejscu, które widzimy z okna, więc łapanka miła i przyjemna - bo z domu, postanowiliśmy iść na zakupy i sprzątnąć klatkę po powrocie. Tyle, że po powrocie ze sklepu czekała na nas już złapana mamuśka! Pojechała od razu do lecznicy i już jest bezmacziczna
A ja w międzyczasie stałam się ciocią takiego oto Bamboszka - który posiedzi u mnie do czasu mojego powrotu do szpitala o pomoże mi zająć myśli. No. To mam zadanie bojowe - nauczyć gnojca jeść samodzielnie. Bo zęby to on ma i nawet potrafi nimi porządnie ugryźć w palec. Tylko leniwy jest strasznie i lubi jak mu żarcie samo do gardła płynie

Oto Bamboszek
