No to po kolei...
Byłam wczoraj wieczorem w lecznicy. Długo rozmawiałam z dr L. Tak naprawdę nie wiadomo co było Kropeczce, na co umarła. Dr prosił mnie o zgodę na jej otwarcie. Narządy wewnętrzne miała zdrowe, o ironio nawet nerki miała w stanie idealnym, lekko zmieniona była wątroba ale to nie ona była przyczyną zgonu. Kropeczka miała ogromne wodobrzusze, zrobiło się bardzo szybko w ciągu czwartkowego wieczora. Bardzo mocno zmieniona była jama brzuszna, jama otrzewnowa. Ta cała struktura w której trzymają się narządy wewnętrzne (dr nazwał to siecią czy siatką) była dziwnie zmieniona. Było widać silny stan zapalny, były nacieki, przekrwawienia i wybroczyny. Dr powiedział, że wyglądało to bardzo, bardzo dziwnie. Niestety jednoznacznej odpowiedzi na temat przyczyny śmierci Kropeczki nie dało.
Mam ogromną nadzieję, że odeszła we śnie, że nie cierpiała, że nie była świadoma. Mam ogromne wyrzuty sumienia. Czuję się wybitnie podle. Czuję się winna takiego obrotu spraw. Jestem wściekła na bezsilność i niesprawiedliwość losu. Nie mogę zrozumieć (i nie chcę) postaci, które zrobiły kotkom to, co zrobiły. Po dwunastu latach wspólnego życia... nie mieści mi się to w głowie. Czy alergia czy wyjazd wszystko można tak jakoś poukładać by nikomu nie stała się krzywda. Ale kot to tylko kot, zawsze można go po prostu oddać do schroniska. Przecież zająłem/zajęłam się nim, prawda? Nie stała mu się krzywda...
"Niestety" dr nie dał jeszcze rachunku. Poprosił jeszcze o moment. Mam nadzieję, że myśli, gdzie jeszcze coś opuścić... Ta lecznica nie jest tania, nawet jest chyba jedną z droższych. Ale ma sprzęt, ma szpital i wetów, którzy mają do mnie cierpliwość. I jeszcze jakoś ewidentnie nie nawalili.
Pusia już wróciła. Jest z powrotem w schronie od wczorajszego rana. Alergia u starszego dziecka w domu objawiła się dopiero po kilku dniach przebywania z kotem. Tak silna, że trzeba było dziecko wywieźć do babci zanim będzie możliwe oddanie Pusi do nas. Do tej pory cała rodzina przebywała w domach gdzie są koty po kilka godzin i nic się nie działo. Dopiero dłuższe przebywanie z kotem ujawniło alergię.
Pusia miewa się dobrze. Podchodzi do jedzenia, dziś przy mnie poszła jeść chrupki (mam nadzieję, że faktycznie wygraliśmy ten KV i lada moment w jej misce pokarze się coś bardziej odpowiedniego niż, to co dostaje teraz

). Beatka z kociarni mówiła, że patrząc od wczoraj na Pusię ma wrażenie jakby kotka odetchnęła u nas. Jak wypuściły ją w boksie to obleciała stare kąty, parapet, wolierę i ułożyła się w swojej szufladzie do spania. Śpi dość dużo od wczoraj, Beatka mówi, że tak, jakby chciała coś odespać... Spędziłam z nią dziś trochę czasu, nosiłam na rękach dość długo - tuliła się, mruczała, udeptywała moją rękę. Myślałam, że nie zejdzie

ale w pewnym momencie miauknęła i kazała się odstawić na dół. I poszła skubać chrupki. Prócz tego, że jest lekka jak piórko i bardzo filigranowa jak na swój wzrost to trzyma się pięknie.
Podjęłyśmy decyzję, że póki Pusia będzie zachowywała się normalnie, będzie jadła a w jej zachowaniu nie będzie nic niepokojącego - zostaje w schronie. Oczywiście będzie bacznie obserwowana. Nie będziemy, póki nie stałoby się to konieczne oczywiście, szukać jej tymczasu żeby nie mącić jej znowu w głowie. Wierzymy, że dość szybko znajdzie się dobry dom stały dla seniorki.
I tak to mniej więcej wygląda na dziś.