Rybki, czy ptaszki są u mnie zwierzątkami, tak po prostu. Bo dziewczynki kocio-psie to już tak bardziej pod dzieci podpadają chyba.
Akwarium miałam od zawsze. Rozrastało się to i rozrastało. Gdyby nie koszt prądu, to pewnie poszalałabym jeszcze z kilkoma gatunkami. Ale to niestety kosztowne hobby.
Z bojownikami wpadłam, jak śliwa w kompot. Hoduję je na mikro skalę. Chciałabym, żeby w naszym powolnym kraju były już swobodnie dostępne takie odmiany tej pięknej ryby, jakie możemy podziwiać tylko na obrazkach. Chciałabym by wreszcie były tutaj ryby trzymające wszelkie standardy ras, a nie tylko odpady hodowlane. Chociaż oczywiście w moich akwariach szwendają się takie biedne kundelki i są nad wyraz sympatyczne. Nie chodzi o same piękne kolory i kształty płetw. Rybki dostępne w sklepach mają często drobne genetyczne wady budowy, mało widoczne dla amatorów. I takie rybki rozmnożone amatorsko, bywa, że oddają potomstwu cechy najgorsze. Chociaż to nie tylko u nas. Azjaci oferują często na aukcjach za kolosalne ceny ryby kalekie, zdeformowane. Jako maskotkę. Tylko gdzie pewność, że produkcja takich "maskotek" nie pójdzie dalej?
Wybaczcie mi ten wykład.

O zwierzętach mogłabym godzinami.
Niestety okazuje się, że moja skleroza źle się skończyła dla kilku kwiatuszków. Strasznie mi jest przykro. Bardzo lubię otaczać się zielenią.
A zieleń za oknem przechodzi teraz ciężki okres. Z drzewa przed naszym blokiem oderwał się w nocy, pod ciężarem śniegu ogromny konar. Leży teraz smętnie na trawniku. Ma długość pewnie pięciokrotnie większą niż mój wzrost, masę rozgałęzień. Szkoda.
Całkiem zapomniałam, że dziś zmiana czasu.
Hanelko, trzeba im nadać imiona, bo jak je inaczej wołać na posiłki.
