Ech, oprócz kotów zgłoszonych do Tove mamy również (wybrane z 2 ostatnich dni)
Optymistyczny, nie trzeba zabierać:
W ostatni weekend kotka podrzuciła
nam na taras trzy maleńkie kocięta. Nie miałam serca zamknąć przed
nimi drzwi. Były głodne i chore na zapalenie spojówek, robi się
coraz chłodniej.Karmię je i leczę. W jaki sposób możecie pomóc
znaleźć domy dla tych słodkich maleństw?MartaI już mniej różowo:
Koty w opuszczonym domu- prawie dorosłe i dzikie
Koty prawdopodobnie urodziły się w kwietniu, więc mają około 6 miesięcy. Z miotu zostały 4 koty i z tego co zauważyłam (nie mam pewności) prawdopodobnie są 3 kotki i 1 kocur. 2 kotki trochę się oswoiły podchodzą do mnie więc może jakoś by się udało ale nie wiem co z pozostałymi, jak się do tego zabrać. Kiedyś jak próbowałam je złapać to mnie podrapały. A ich matka wyprowadziła się gdzieś do sąsiadów, którzy mieszkają na początku wsi i która w okolicach końca sierpnia-września urodziła po raz kolejny więc w tym momencie jej sterylizacja raczej nie jest możliwa. (...) Mam kotkę, która nie toleruje towarzystwa innych kotów. I jeszcze mniej różowo
w poniedziałek 8 października w lesie w okolicy Katrynki
znalazłam porzucone w kartonie 4 kociaki. Są małe ale samodzielnie
jedzą. Nie mogę ich dłużej trzymać w domu gdyż u dziecka pojawiły
się ostre objawy alergii.Proszę o informację co powinnam dalej
zrobić i gdzie można je oddać.Kolejny:
kilka miesięcy temu
ktoś podrzucił mam kotkę .Kotka była w ciąży .Urodził cztery
kociaki.Gdy podrosły chciałam je oddać komuś ,słyszałam ,że jest
giełda w niedziele.Okazało się ,że tak nie można.Można natomiast
podtzucać komuś kotki ,bo do tych czterech dołączył jeszcze dwa
nowe.Nie stać mnie na prowadzenie kociarni .Ten chociaż odrobinę optymistyczny, widać, że dziewczyna się stara:
Dwa tygodnie temu, w nocy, 30 km za Białymstokiem, znalazłam kota
na szosie. Okazało sie że kot jest potrącony przez samochód.
Zabrałam kotka do Białegostoku, w lecznicy na Wesołej zrobiono mu
zdjęcie - okazało się że ma złamana łapę, ale kot został w
lecznicy, nie wiadomo było czy przeżyje.
Kotek przeżył, następnego dnia odebrałam kota z lecznicy i
zawiozłąm do Pani Rudobielskiej, która zrobiła mu operację. Kotek
ma się dobrze, jest bardzo wesoły i przyjazny. Ma około 4-5
miesięcy.
Niestety nie jestem już w stanie nim się zajmować - hoduję psy
(terriery) i zaczynam mieć problem, ponieważ mam w tej chwili miot
i na dniach bedę miała kolejny miot. Najzwyczjniej w świecie nie
mam miejsca (kotek mieszka ze mną w sypialni która za chwilę będzie
potrzebna dla nowego miotu).NO i chyba najtrudniejszy:
Piszę, bo zbliża się zima i bezdomnym kotom, które mieszkają w krzakach obok mojego bloku będzie bardzo trudno ją przetrwać. Kotka, porzucona przez lokatorów, którzy wyprowadzili się w ub. roku, urodziła w sierpniu 3 małe. Rodzinka chowa się po okolicznych krzakach (mój blok stoi na osiedlu Dojlidy), staram się ją dokarmiać, ale do mieszkania nie mogę zabrać, bo mam swoją kotkę, która nie toleruje towarzystwa innych zwierzaków na swoim terytorium (mieszkanie). Kocia mama próbuje wejść na klatkę schodową lub do piwnicy, ale jest skutecznie przeganiana przez moich szanownych sąsiadów. Małe nawet nie próbują, są dzikie i nie pozwalają się dotknąć. Współlokatorzy przeganiają koty, bo pamiętają co się działo poprzedniej zimy, gdy stara kotka pomieszkiwała na klatce schodowej i w piwnicy. Swoje potrzeby załatwiała w budynku (drzwi wejściowe do bloku w zimie są automatycznie zamykane) i smród był nie do zniesienia. Słyszałem (jako koci tata) groźby, że jeżeli to dłużej potrwa, to sąsiedzi „pozbędą się” problemu w radykalny sposób. Sprzątałem więc po kotce i tak dotrwaliśmy do wiosny, gdy kotka przestała nocować w bloku, bo zrobiło się ciepło. Teraz robi się coraz zimniej i kotka z dziećmi będzie próbowała wkradać się do ciepłych pomieszczeń, a historia z brudzeniem niechybnie się powtórzy. Sprzątać po 4 (czterech!) kotach nie dam rady, a zresztą sąsiedzi pilnie obserwują kocią rodzinkę i obawiam się, że jeżeli znajdą ją w bloku może dojść do jakiegoś linczu. Oczywiście nie wszyscy lokatorzy są wrogami kotów, ale najczęstsza jest postawa wroga lub obojętna. Słyszałem teksty o podsypaniu kotom „czegoś” lub wywiezieniu ich w nieznane, co rozwiązałoby problem. Nie wiem, co mam teraz robić, bo gdyby chodziłoby tylko o starą (3 lata) kotkę, to jestem gotów pokryć część kosztów sterylizacji, ale co potem? I co z małymi kociakami? Proszę o jakieś wskazówki, adresy, telefony itp. Bo wprawdzie los kotów leży mi na sercu, ale sam z problemem poradzić sobie nie zdołam.Już trochę wymiękam. Z tym ostatnim budka pewnie sprawy nie załatwi?