No to jesteśmy po, a właściwie to nadal przed.
Amelka to strasznie ciężki przypadek, ale koniec końców wszystko chyba wyszło dobrze.
No to od początku.
Na 14 zawiozłam Amelkę do gabinetu. Porozmawiałam chwilę z lekarzem i zostawiłam ją po ich opieką.
Miałam małą odebrać o 19.
Około 15.30, kiedy siedziałam w pracy jak na szpilkach pewna, że mała leży na stole otrzymałam telefon. Serce mi omal nie wyskoczyło, kiedy zobaczyłam, że dzwoni lekarz, który właśnie w tej chwili miał Amelkę operować.
Okazało się, że od godziny trwało istne konsylium, lekarze badali Amelkę i dyskutowali nad najlepszym dla niej scenariuszem.
Kiedy niewiele ponad tydzień temu robiono zdjęcie RTG, kikutek w nodze Amelki swobodnie się przemieszczał, kości nie były zrośnięte, a kość udowa widocznie przesuwała się pod powierzchnią skóry od bioder a do brzucha, zależnie od ułożenia kota.
Amelka nie przenosiła ciężaru ciała na tą nóżkę.
Otóż okazało się, że natura zrobiła nam psikusa i kiedy doktor badał ją ponownie dzisiaj, kikutek siedział na miejscu i ani myślał się poruszyć. Sam dr nie mógł w to uwierzyć. Sprawdzono to na wszystkie możliwe sposoby, co ciekawsze, Amelka dziś już obciążała tą nóżkę i o wiele lepiej się poruszała... przez ten tydzień chwycił zrost.
Jest jeszcze bardzo słabiutki, ale już zespolił dwa fragmenty kości.
Nie jest to zrost fizjologiczny, chwyciło nie w tym miejscu, w którym normalnie łączą się kości, ale jeśli Amelka nie planuje kariery modelki, to nie będzie to miało większego wpływu na jej przyszłe życie.
W związku z takim, niespodziewanym dla nas wszystkich, obrotem spraw lekarze podjęli decyzję o odstąpieniu od zabiegu łączenia kości gwoździem. Skoro zaczęły zrastać się w sposób naturalny, postanowili nie ingerować w ten proces, aby nie wyrządzić większych szkód, tym bardziej, że ustąpiła także bolesność tej kończyny. Kiedy ustawialiśmy ją do zdjęć RTG tydzień temu, bardzo bolało ją napinanie tej nóżki. Dziś tej bolesności już nie było - pozwalała wykonywać wszelkie ruchy badającym ją lekarzom.
Dziś, gdyby podjęto decyzję o wykonaniu zabiegu, musieliby złamać to, co już się zrosło, usunąć narośl, która się wytworzyła i wwiercić w jej cieniutkie kosteczki gwóźdź chirurgiczny. Jeden fałszywy ruch, a kruche kosteczki rozpadły by się w drobny mak. Na dodatek, po tym zabiegu Amelka musiałaby przez 9 tygodni mieć nóżkę unieruchomioną w gipsie lub opatrunku z żywicy, a sami wiecie, co to znaczy dla młodego kociaka.
Myślę, że nawet dobrze się stało. W takim wypadku, pominęliśmy pierwszy etap związany z I zabiegiem, jednak Amelki nie ominie drugi zabieg, który będzie można wykonać najwcześniej za 2-3 miesiące, kiedy zrost w połamanej nóżce będzie już całkowicie stabilny. Wtedy lekarze wykonają zabieg dekapitacji kości udowej w drugiej nodze tak, aby nie doszło do zablokowania stawu biodrowego w wyniku niefizjologicznego ustawienia kości (z czasem w drugiej nodze przez takie ułożenie może zrobić się podobny odczyn, który kostniejąc unieruchomi głowę kości udowej w panewce stawu i uniemożliwi poruszanie kończyną).
Mała będzie musiała unikać skoków z wysoka i trzeba będzie dokładnie obserwować, czy nie pojawi się ból, kulawizna, zesztywnienie w prawej nodze lub cokolwiek, co będzie świadczyło o tym, że zrost pękł. Wtedy mała natychmiast wraca do Wrocławia i operujemy z marszu. Tymczasem, pozwolimy naturze działać.
Myślę, że to dobre wieści, bo przede wszystkim los zaoszczędził maleńkiej bolesnej rekonwalescencji po bardzo rozległej operacji nóżki. Teraz należy trzymać mocno kciuki, aby nic tego naturalnego procesu zrastania nie przerwało.
Mam oświadczenie na temat odstąpienia od zabiegu podpisane i podbite przez dr n. wet. Jakuba Nicponia, który miał wykonywać zabieg wraz z moim wetem.
Amelka to naprawdę trudny przypadek i naprawdę lekarze mieli nie lada zagwozdkę, jak się do tego wszystkiego zabrać, żeby jej jeszcze bardziej nie zaszkodzić. Już od tygodnia przygotowywali się do zabiegu i rozważali wszystkie możliwe opcje. Okazało się, że natura pomogła wybrać najlepsze rozwiązanie.
Amelka może więc spokojnie jechać do domu, do Przemyśla. Jednak wróci tu za 3 miesiące na kontrolę i zabieg dekapitacji kości udowej w drugiej nóżce.
Do tego czasu jej jedynym zmartwieniem będzie czy łapać muchy, czy ganiać za szmacianą myszką

A oto i waćpanna odpoczywająca po trudach dzisiejszego dnia:


P.S. dziś zapłaciłam jeszcze 80 zł za kolejne badania, a jeśli chodzi o pieniążki zebrane na operację Amelki, to myślę, że warto je odłożyć do specjalnej Amelkowej skarpety - żeby sytuacja nie powtórzyła się za te 3 miesiące.
Jeśli np. nie zostaną wtedy wykorzystane, lub nie w całości, to przekażę je wtedy na Kocią Skarbonkę, żeby inne maluchy mogły skorzystać... co o tym sądzicie kochani?
Teraz pojawia się dosyć trudna sytuacja związana z tymi zebranymi funduszami. Część pokryła już poczynione wydatki, a część będzie musiała poczekać ewentualnie te 3 miesiące... nie wiem jak to wszystko teraz rozwiązać.
Jakieś propozycje?