Broszka pisze:Miał kociak szczęście że trafił do Was, sam by nie przeżył
A czy możliwe że to dziecko tej koteczki co zniknęła?
To raczej na pewno nie jest jej dziecko - nie tylko dlatego, że jej dzieci byłyby dzikie i nie tak dobrze odżywione jak ten maluch, ale i dlatego, że jej dzieci raczej tyle nie przeżyły - ona nie miała wyciągniętych sutek karmiącej kotki (przynajmniej na ile mogłam stwierdzić z odległości 2 m). Mam nadzieję, że kicia przeniosła się pod śmietnik pod szkołą - widziałam tam wczoraj przelotnie 2 kotki, w tym białoburą, ale to chyba nie była ta sama. A jak miałam przyjść i nakarmić to znalazłam malucha...
Wczoraj miałam taki wariacki i męczący dzień, że jeszcze dziś jestem nieprzytomna. Nie pomaga fakt, że siedziałam do 11ej w nocy (bo kicię trzeba było nakarmić a moich też nie mogłam zaniedbać) a dziś wstałam wcześnie (i znów karmienie, w nocy wstała Ala). Dobrze przynajmniej, że kociątko dobrze je i chętnie ssie ze strzykawki. Dziś kupimy mleko i butelkę, to obu stronom będzie wygodniej.

PS - moje koty ostatnio się werandowały sporo na balkonie (osiatkowanym) więc wiedział gad gdzie podrzucić. Na wspólnej części piwnicy (przedłużenie klatki schodowej) drącego się malucha nie sposób było nie usłyszeć - klatka schodowa tworzy fantastyczną nagłośnię, więc do 3ciego piętra spokojnie głos dochodził. Między innymi dlatego zebrałam - jakby jakiś pies z naszej klatki (zwłaszcza ten durny niby-foksteriero/brodacz, ktorego debilka nie trzyma na smyczy bo on nie lubi) dorwał go, to tylko strzępy by zostały

. Więc nie było czasu czekać czy kotka przyjdzie i zabierze malucha (choć wątpię - nie tak reagują dziczki).