ja tez wierzylam, ze i ten kryzys pokona... ale kiedy krotko przed Jego odejsciem Justa do mnie zadzwonila i uslyszalam jego miauk... tak sie zalil... Wtedy nie mialam watpliwosci juz, ze jest gorzej niz zle... ale wierzylam mimo wszystko...
A teraz nie dociera do mnie to co sie stalo... Byl moim najlepszym kocim przyjacielem, kochalam Go bardzo, bardzo mocno, uwielbialam Eustaszka bez granic...

Walczyl dzielnie, odszedl kochany bez granic, kochany nad zycie i przez Juste i przez wiele miauowych cioteczek. Nie dziwie sie, ze Justyna mowila o Nim zawsze: "moj synus"... miedzy nimi byl specyficzna wiez emocjonalna, faktycznie jak miedzy synem a matka. Nie da sie opisac zadnymi slowami tego, jakie relacje ich laczyly, to trzeba bylo zobaczyc osobiscie. Bezgraniczna milosc, zaufanie, wiedzieli oboje, ze moga na sobie polegac w kazdej sytuacji. Wzajemne zrozumienie i ogromny szacunek...
Justyna-przytulam, ja tez cierpie...

wiec rozumiem, jak Ci ciezko... Walczylas do konca, zarowno wtedy, gdy trafil do Ciebie z bezwladem lapek, gdy myslalas, ze bedzie mu potrzebny wozek inwalidzki, tak samo jak i teraz, te ostatnie dni... Nie byla to latwa walka, ale warto bylo ja podjac, bo tych paru lat, cudownych paru lat, ktore z Eustachym (*) spedziliscie razem nie zabierze nikt nigdy, nawet Jego odejscie za TM tego nie zabierze.
Pa, moj sliczny, moje sloneczko kochane

Brykaj sobie szczesliwie za TM, kiedys znow sie spotkamy, wlasnie tam... na pewno sie spotkamy...
