» Wto paź 23, 2012 9:47
Re: WIEŚCI Z KMINKOWEGO DOMKU
czasem po prostu zwykla infekcja moze wygladac na cos powazniejszego ...
moja historia jest taka, ze wzielismy kotunię (Lili) ze schroniska razem z drugim kotem (Luckiem). Lili miala sie dobrze, w dodatku ona ma taki charakter, ze jak jej cos nie pasuje (a nie pasuje jej czesto), to gryzie. Nic nie wskazywalo na jakies choroby czy stresy. Tymczasem Lucek zachorowal na koci katar i - jak to w stadzie - zarazil Lili. To spowodowało, ze organizm kotuni osłabł i zaatakowały ją inne wirusy, które sobie siedziały uśpione.
Lili leżała na boczku i prawie umierała nie mając sily się ruszyć, rozpoczęliśmy więc leczenie. Od tego momentu w zasadzie mieszkaliśmy w lecznicy. Codziennie a nawet dwa razy dziennie kroplowka, badania na koci aids, na bialaczke, welfron, pobieranie krwi, rentgeny ... po kroplówce Lili miala wiecej siły, więc zwykle robila wielką histerię w lecznicy. Zostawiliśmy tam wszystkie swoje oszczędności, ale po prostu nie mogliśmy odpuścić. W końcu jeden z rentgenów wykazał, że Lili ma chore serduszko - wrodzoną wadę, przez która nie ma siły, by walczyc z chorobą, i że będzie musiala brac leki do konca zycia, dwa razy dziennie. Załamani diagnozą, ale szczesliwi, ze bedzie zyc pojechalismy do domu i zaczelismy podawac leki. Cos jednak bylo nie tak, leki nie dawały poprawy ... skoro to serce - dziewczyny z forum poradzily by isc do specjalisty od kocich serc - doktora Alka z Łodzkich Czterech Łap. Poszlismy, zbadalismy i okazalo sie, ze to nie serce. Doktor nauczyl nas podawac kroplowe Lili, wiec dostalismy wyprawke do domu. Kolejne antybiotyki nie pomagaly, ale my caly czas, codziennie podawalismy kroplowke. Lili nic nie chciala jesc. Nie jadla łącznie jakies 2 tygodnie, myslelismy ze watroba sie wykonczy. Podawalam jej strzykawka conva i plakalam nad nią jednoczesnie ja ochrzaniając jak moze nam to robic, przeciez dopiero z nami zamieszkala!!
W koncu zmiana na kolejny antybiotyk pomogla, a mnie udalo sie wcisnąć Lili odrobine wedzonego lososia. Odstawilismy kroplowke, jeszcze przez kilka tygodni codziennie podawalismy jakies specyfiki, a to antybiotyk, a to wzmacniajace, a to tran:)
Lili złapała apetytu i teraz jest kuleczką:) - nie moglismy nad tym zapanowac, a teraz z tym walczymy:) Jedyne co pozostalo to cos w nosku - Lili czasem smarka - ale to nic, w porownaniu z walka o zycie!
Przydluga ta historia, ale pisze po to, zeby powiedziec ze NIGDY nie nalezy sie poddawac i watpic, nawet jesli ktos nam podpowiada, ze to powazna choroba, do konca zycia czy cos:) .. a kot, gdy czuje ze jest kochany, to MUSI wyzdrowiec. MUSI i juz:)

