Sory, że dopiero piszę, ale źle się czułam.
Maleńtaski ok, żarłoczne, świetnie się dzisiaj bawiły ze sobą i piłeczką. Trzeba pamietac żeby im myc pysie, szyjki i łapki po jedzonku, bo już im zaczyna odłazic jedzenie razem z płatami sierści.
Melchiorek chyba ma nadal niedrożne te kanaliki, bo kapie mu z tego oczka i ma już mocno przebarwione pod tym oczkiem. Próbowałam to dobrze wyszorowac, ale słabo to schodzi.
Wykąpałam
Melchiorka i Vincenta w imaverolu.
Łezkowi dałam spokój z tą kąpielą, bo nie ma sensu go męczyc dopóki nie wyjaśni się co biedulkiem będzie dalej. Zamiast tego zabrałam go na spacer na smyczy, połaził po trawce, tam koło bloków. Jak zarządziłam powrót do Chatki to oberwałam ostro, gryzł mnie nawet po nogach
Na spacer też poszła
Złociutka. Gdyby jej się rzygnęło, to zapewne po trawie, bo sobie poskubała. Była zachwycona, ale jak wracała to nie protestowała zbyt mocno.
Orzeszek dzisiaj lepiej, trochę pojadł.
Nie pamietam jak się nazywa ten maluch na zdrowej, ale on nie bardzo lubi suche. Ja go karmię osobno mokrym w szafce nad posłaniem Złotej.
Amelka miziasta, wiadomo co to oznacza. Niestety troche zaczyna kichac.
Misia ok, jadła i chciała się miziac.
Misiek ma brzydką kupę i trochę kicha.
Podanie
Ziutkowi pro-kolinu to niezłe wyzwanie. Fajnie sie bawił, ale przy mnie nie jadł.
Mniejsza już czekała na swoją porcję zabawy zabawką na sznurku. Ona jest świetna
Skończył się dicortinef i neomecyna też jest na wykończeniu. Przyniosłam szałwie, jest koło świetlika.
Z tego co ja pamietam to Pysiolek jechał na wszystkie wyznaczone terminy zylexisu. Może akurat nie mieliśmy jego książeczki przy sobie i dlatego nie ma wpisu. Nie pamiętam tego, bo za dużo było tych wizyt do zapamietania.