Ola - odeszła :( <'>//szukamy DT lub DS str. 18

Kocie pogawędki

Moderatorzy: Estraven, Moderatorzy

Post » Pon paź 01, 2012 12:32 Re: Ola - nowotwór.

myślałam o tym, że mieszkam w Czarnobylu, znaczy przez te raki ale w sumie przeprowadzaliśmy się już 5krotnie więc to raczej nie kwestia miejsca/miasta/wody, myślałam, że to jakaś klątwa - ale też brzmi nieco niewiarygodnie. O sobie to już nie myślę, mam ogromne obciążenie genetyczne więc wiadomo prędzej czy później mnie dopadnie (mówię po obserwacjach. Mój dziadek miał świadomość, że kiedyś nowotwór go dopadnie ale całe życie dbał o siebie, wręcz przesadnie, zero chemii w domu, warzywa i zioła sam sobie uprawiał i robił z nich przetwory, nalewki, winka, herbatki ziołowe itp. itd. Codziennie łyżka oleju lnianego/rzepakowego. Całe życie zdrowy jak ryba! no i bum! lepsze jaja bo mój dziadek miał raka a nie potrafili go zdiagnozować, rak był widoczny na RTG ale z bronchoskopii i biopsji wychodziło, że raka nie ma, badania krwi idealne. I tak umierał na raka ale nie na raka. Miał przerzuty na całym płucu, nerkach, potem już do mózgu i wątroby.) Ale zwierzaki. Znaczy pierwszy pies to znam rodziców (mamę w sensie) bo pies z ulicy ale wzięty jako 3tygodniowe szczenie od suni, którą opiekowała się taka babeczka (znajoma mojego ojca) i sunia zmarła dokładnie na to samo co Rodman - Rodek miał 12 lat jak odszedł. I w sumie zachorował w domu w innym miejscu. 2 kolejne zwierzaki (Rex i Ola) zachorowały tutaj gdzie jesteśmy teraz (a w bloku pełno zwierzaków, chociaż sąsiadka ostatnio mówiła, że u swoich dwóch psów wyczuła guzy). U Rexa (miał guza na wątrobie) gdybam (bo specjalista ze mnie żaden), że to powikłania po babeszjozie (Rex miał kleszcza i był chory na babeszjozę, która uszkadza wątrobę i szłabym w tym kierunku) Rex tez wzięty z ulicy ale już jako większy, polujący, dziki osobnik - miał ok. 10 lat. Ola za to straciła całe rodzeństwo (6 lat temu na nowotwory) więc tutaj też można doczepić się do genów.


Nie wiem co dalej, zapytam weterynarza, jechanie z kotem do Warszawy mi się nie uśmiecha (jak już mówiłam jeden mój zwierz takiej drogi nie przeżył a przed wizytą był w bardzo dobrym stanie nawet lekarz mówił, że to sukces, że z takimi guzami pies tak dobrze sie czuje, no i po wizycie u niego już się nie czuł), nie chcę robić wszystkiego na hura! diagnoza może być trafna lub błędna (to tak jak u ludzi) powoli muszę to sobie poukładać co i jak robić, jakie badania, może z badaniami do onkologa, na pewno nie będę narażała kota na to samo na co naraziłam psa bo mu tylko żywot skrócę a nie o to chodzi. Zresztą jak mówię onkolog już kota diagnozował (ta druga babeczka, która konsultowała przypadek z moją panią weterynarz). Wiem, że tutaj dr z Warszawy ma bardzo dobrą opinię jednak ja znam przypadki gdzie i pan doktor się pomylił więc dlatego chcę zachować chłodną głowę i nie zaszkodzić kotu. Myślę nad biopsją, drugim RTG (ale to nie teraz, musi upłynąć trochę czasu wiadomo, że nie można nikogo tak napromieniowywać) i badaniami krwi. Nie wiem co dalej. Na razie muszę to ogarnąć umysłem

Co do samopoczucia Olki no właśnie, gdyby nie ten guz tkwiący mi jak kolec w oku to ona nie ma już żadnych objawów. Nie kaszle leci 6ty dzień, ale to pewnie zasługi sterydów. Nie boli jej nic, nie jest osowiała, apetyt ok (nawet nie jakiś olbrzymi bo po sterydach ponoć dużo się je, Ola je normalnie), biegunek brak, wymiotów brak, wyprysków skórnych brak, temperatura normalna nie podwyższona i nie obniżona, załatwia się normalnie (w sensie pije normalnie, sika normalną ilość, kupa twarda i jest codziennie w kuwecie). W sumie poza wcześniejszym kaszlem i bólem guza, dwa guzy wyczuwalne (teraz jeden) to kotu nic nie dolega (poza wspomnianym przeze mnie uśpionym gronkowcem i polipach w uszach, wspominam bo może to też jest istotne) reasumując objawy chorób, które podajecie jest tak dużo, rak na ogół jest bezobjawowy (do któregoś tam momentu). Nie wiem serio, skołowana jestem, na pewno porozmawiam z weterynarzem i będę działała w celu dalszej diagnostyki tylko, że jak już mówiłam pani doktor jeszcze się nie pomyliła (a leczy u niej masę zwierzaków masa moich znajomych, co więcej poprawia błedy innych weterynarzy bo często do niej trafiają pacjenci z innych mińskich przychodni i klinik). Przydalby się jakiś House kurde... :/
Puszek ciuła do swojej skarbonki na nerki https://pomagam.pl/chorenerkipuszka

girlonthebridge

 
Posty: 1528
Od: Sob wrz 22, 2012 1:24
Lokalizacja: Mińsk Mazowiecki

Post » Pon paź 01, 2012 17:28 Re: Ola - nowotwór.

miałyśmy jechać do weterynarza w środę, jednak jadę dzisiaj, dziwne objawy jakby udar? Nie mam pojęcia pojadę do kogoś kto się na tym zna lepiej niż ja. Kot czuje się normalnie ale nie zamyka jednego oka i ślini się z jednej strony. Nie wiem co to dla nas znaczy, czekam na transport właśnie. Czy to może być guz nie węzłów chłonnych a tarczycy? Udary u zwierząt często idą w parze z niedoczynnością tarczycy... dobra nie ważne jadę zaraz to się dowiem ale chyba nie jest dobrze...


ewentualnie przerzut do mózgu???? Ktoś się zna na tym??
Puszek ciuła do swojej skarbonki na nerki https://pomagam.pl/chorenerkipuszka

girlonthebridge

 
Posty: 1528
Od: Sob wrz 22, 2012 1:24
Lokalizacja: Mińsk Mazowiecki

Post » Pon paź 01, 2012 18:31 Re: Ola - nowotwór.

Narobiliście mi nadziei tym zgadywaniem a tu d*pa ze zgadywania. Jedno znikło ale mamy pełno nowych przerzutów co dla mnie i Oli nie jest pocieszające. Zwłaszcza, że nowe szybciej rosną i uciskają już nerwy. Przepraszam ale nie mam dzisiaj siły przez szukanie innej choroby dzisiejsza ponowna diagnoza była jak kolejny cios bajsbolem w głowę. Dzisiaj 3 weterynarzy badało Olę, nowe przerzuty świadczą o dobrej prawidłowej diagnozie niestety (a o złośliwości świadczy niestety szybki rozrost komórek nowotworowych). Idę wyć w poduszkę. Bo muszę się jakoś pozbierać, żeby kot nie widział.
Puszek ciuła do swojej skarbonki na nerki https://pomagam.pl/chorenerkipuszka

girlonthebridge

 
Posty: 1528
Od: Sob wrz 22, 2012 1:24
Lokalizacja: Mińsk Mazowiecki

Post » Pon paź 01, 2012 18:45 Re: Ola - nowotwór.

A gdzie są te kolejne przerzuty? :(
Przykro mi że choroba nie chce się wycofać, nawet na trochę :(

Blue

 
Posty: 23947
Od: Pt lut 08, 2002 19:26

Post » Pon paź 01, 2012 18:50 Re: Ola - nowotwór.

praktycznie cała góra prawa strona. Jeden uciska nerw - Ola przestała dzisiaj zamykać oko i zaczęła się ślinić z tej jednej strony. I to tak szybko przecież. Masakra. Nie chcę płakać, żeby nie pogarszać jej stanu ale no nie da się totalnie się nie da.
Puszek ciuła do swojej skarbonki na nerki https://pomagam.pl/chorenerkipuszka

girlonthebridge

 
Posty: 1528
Od: Sob wrz 22, 2012 1:24
Lokalizacja: Mińsk Mazowiecki

Post » Pon paź 01, 2012 19:26 Re: Ola - nowotwór.

Trzymajcie się :ok: :ok: :ok: Biedna piękna kicia :cry:

wiolka06

 
Posty: 801
Od: Nie paź 10, 2010 19:08

Post » Pon paź 01, 2012 22:33 Re: Ola - nowotwór.

Strasznie mi smutno, że Oli się pogorszyło. Taka śliczna koteńka. Miałam nadzieję, że jednak nie nowotwór. I że będzie dobrze. Jesteście razem bardzo związane.
Ja teraz z pewną rezerwą podchodzę do różnych diagnoz wynikających z doświadczenia veta i z wykonywanych badań. U mnie zaczęło się miaukoleniem Koci wieczorami. Kolejne rozpoznania to 1- nerwica-( bez przyczyn.) 2- owrzodzenie rogówki, 3- białaczka 4- FORL, 5- calciviroza śluzówek, 6- plazmocytarno- limfocytarne zapalenie dziąseł, 7- nadczynność tarczycy ( tyroksyna była podwyższona ) 8- niewydolność nerek, 9- na podstawie histopatologii nowotwór miejscowo złośliwy dziąsła. Kicia traciła apetyt, zaparcia, wymioty, kompletna osowiałość. Cierpienie w kocich oczach. Oczywiście stosownie do kolejnych rozpoznań było podejmowane leczenie. A kotu gorzej. Najlepsze na koniec. Po usunięciu kła powoli lepiej. W tomografii głowy nie stwierdzono nacieku nowotworowego. Badania krwi się z normalizowały. Będziemy kontrolować krew i obserwować. Z rozpędu oprócz tych chorób, które wymieniłam, jeszcze się wyedukowałam z kociej cukrzycy.
Dlatego miałam nadzieję, że tak trafi się u Oli. Tym bardziej, że na antybiotyku była poprawa. Trzymam kciuki za Ciebie i za Olcię. Podziwiam także Twoje dociekliwe i dojrzałe podejście. Będę Cie odwiedzać.

sigman

Avatar użytkownika
 
Posty: 213
Od: Pon wrz 03, 2012 10:19

Post » Pon paź 01, 2012 22:49 Re: Ola - nowotwór.

To jest druzgocące nie smutne bo pogorszenie nastąpiło dosłownie w kilka godzin. Guz wyrósł jak spod ziemi i to 2 razy większy niż te poprzednie. Popsuło to moje nadzieje na amen. Kicia dostała i antybiotyk i sterydy. Czuje się dobrze: je, pije, siusia, mizia się i barankuje, mruczy. Zanim pojechałyśmy do lekarza nie zamykała oka i śliniła się z tej strony, z której ma guzy (jeden uciska nerw i doszło do lekkiego paraliżu) teraz lekko jakby mniej, może leki zaczęły działać nie wiem. Wiem jedno przy takim postępie i agresywności guzów mam marne szanse. Na chwilę obecną nie ma mowy o uśpieniu kota no bo je i w ogóle. Ale te guzy są ogromne, nie wiem co może stać się przez noc albo jutro. Boże tak bardzo się boję.


Wracając do tematu błędnych diagnoz, wiem, że są różni lekarze (i od ludzi i od zwierząt), którzy się mylą. Popełnianie błędów to rzecz ludzka, nie zawsze wynika z niedbalstwa tudzież z braku kompetencji ale jak mówiłam dla mnie moja weterynarz jest jak dla wielu dr Jagielski (nie przekręciłam nazwiska mam nadzieję), ta kobieta naprawdę zasługuje na jakiś tytuł (mimo, że nie jest Bogiem i nie każdy przypadek da rade wyprowadzić na prostą), ta kobieta nie potrzebuje sterty makulatury w postaci badań krwi co 2 tygodnie i zdjęć RTG co chwila, nie umiem Wam tego opisać musielibyście zobaczyć jak ona leczy. Nie cieszy mnie to, że zawsze ma skubana rację, chciałabym, żeby to było coś innego, jednak ogromne doświadczenie robi swoje i czasami nie pozostawiają nam złudzeń takie spotkania.

Kot genialnie reagował na sterydy i antybiotyki (bo ponoć chłoniaki u kotów są najlepsze do leczenia właśnie w ten sposób - to informacje od wujka google z zebranych artykułów weterynaryjnych) obie z panią doktor byłyśmy pełne nadziei a dzisiaj nagle taki BUM! naprawdę to uczucie przypomina mi pływanie w lodowatej wodzie i w pewnym momencie przywalenie głową w kawałek mocnej bryły lodu po czym gwałtowanie spadamy w dół. Wiem, że ta wojna jest z góry przegrana. Zresztą pani doktor też dzisiaj nie potrafiła ukryć smutku. Obie miałyśmy nadzieję. I dzisiaj umarła, mimo, że ponoć nadzieja umiera ostatnia. Wiem, że tak nie mogę obiecałam sobie, że kot będzie miał taki koniec, jakie miał całe życie. Piękny, ciepły i kochany. Nie żałuję jej sosów, które uwielbia, smakołyków i miziania. Tylko ciężko wyłączyć myślenie, że to już pożegnanie. Jest mi ciężko, potwornie.


Ból w trakcie rozstania nie jest proporcjonalny do tego jakiego gatunku jest osoba, która odchodzi, tylko do miłości, jaką tę osobę darzyliśmy. Bo dla mnie Ola to osoba, zasługuje na to miano bardziej niż niejeden człowiek. Serce mi pęka. Straszne uczucie.
Puszek ciuła do swojej skarbonki na nerki https://pomagam.pl/chorenerkipuszka

girlonthebridge

 
Posty: 1528
Od: Sob wrz 22, 2012 1:24
Lokalizacja: Mińsk Mazowiecki

Post » Wto paź 02, 2012 0:11 Re: Ola - nowotwór.

Masz rację, to jest naprawdę cios. Wiem, jak boli odejście kogoś bliskiego. Ja nie pożegnałam jeszcze żadnego ze swoich kotów. Był piesio ćwierć wieku temu.
Lecz ostatnio wiele osób z mojej rodziny odeszło. Na nowotwory też. To straszna choroba. Jak byśmy się nie przygotowywali, że tak się stanie, będzie bolało. Lata mijają, też boli. W przyjaźń i miłość nieodłącznie jest wpisane cierpienie związane z odejściem na druga stronę.

Widzisz, u mojej Koci, to nie były błędne diagnozy, poza tą nerwicą i białaczką. Szereg wykrytych chorób mających realne podstawy w objawach, wynikach badań. Te choroby są nadal, są leczone i kontrolowane ( zapalenie dziąseł , niewydolność nerek) Obie moje kicie są chore. To samopoczucie kota się poprawiło po usunięciu bardzo bolesnego kła. Poprawiła się odporność i ustąpił stres. Poprawił się apetyt. A nowotwór na razie drzemie niewidoczny. Ale kto wie co będzie za tydzień, miesiąc, rok.
Ale tu Ola jest najważniejsza. Dla niej liczy się tu i teraz. Ola nie widzi krawędzi. Najważniejsze, że jej dogadzasz, że jesteś, że jest bezpieczna.
Co do Twojej dr wet, to po prostu ma rękę, intuicję i doświadczenie. Są tacy, akurat nie trafiłam.

sigman

Avatar użytkownika
 
Posty: 213
Od: Pon wrz 03, 2012 10:19

Post » Wto paź 02, 2012 7:50 Re: Ola - nowotwór.

Najbardziej mnie zadziwiła w przebiegu choroby Twojej koteczki reakcja nie na sterydy, ale na tolfedynę i antybiotyk - po czterech dniach podawania, była tak wyraźna poprawa, węzły chłonne się zmniejszyły ewidentnie, to nawet przy infekcjach tak szybko się zwykle nie dzieje, a co dopiero przy nowotworze który zaatakował węzły chłonne.
Dużą nadzieję dawał też tak naprawdę brak diagnostyki, coś co by potwierdzało nowotworowy charakter zmian.

Teraz te guzy, które się pojawił, gdzie są?
To znowu węzły chłonne?
Może warto znowu spróbować tego zestawu który zadziałał na początku?

Wierzę w intuicję którą mają niektórzy weci (bywa niewiarygodna) - ale jednak wierzę też w choć podstawową diagnostykę, szczególnie w przypadku takich chorób jak nowotwory lub ich podejrzenia.
Nie mówię o robieniu badań krwi co tydzień (chyba że jest taka faktyczna potrzeba) ale jednak podstawowa diagnostyka powinna być wykonana.

Moja kocica miała nowotwór węzła chłonnego.
Wet z ogromną intuicją był pewien że to złośliwa zmiana, w węzłach chłonnych bardzo rzadko zdarzają się łagodne nowotwory a ta wyglądała paskudnie, w dodatku kotka miała wcześniej raka kości.
Okazało się po histopatologii że guz jest łagodny - jakieś cudo praktycznie nie spotykane.

Nie wiem co jest Twojej kotce, ale...
Kurczę, zrobiłabym histopatologię tego guza.
I rozmaz ręczny.

Blue

 
Posty: 23947
Od: Pt lut 08, 2002 19:26

Post » Wto paź 02, 2012 9:01 Re: Ola - nowotwór.

Co u Was - martwimy się..
Jestem dla ciebie tylko lisem, podobnym do stu tysięcy innych lisów. Lecz jeśli mnie oswoisz, będziemy się nawzajem potrzebować. Będziesz dla mnie jedyny na świecie. I ja będę dla Ciebie jedyny na świecie(...) Mały Książe

http://forum.miau.pl/viewtopic.php?f=1&t=111621

mamucik

 
Posty: 2942
Od: Wto kwi 20, 2004 12:27
Lokalizacja: Wrocław

Post » Wto paź 02, 2012 11:49 Re: Ola - nowotwór.

żyjemy jakoś. Chociaż Ola łapie zawiechy, nie wiem czy nie kolejne przerzuty. Wszelkie decyzje dotyczące kota przejęła na siebie moja mama, wczoraj rozmawiała z 3ką lekarzy (innych weterynarzy) ze zdjęciami i wcześniejszymi wynikami bo jak już mówiłam Ola nie jest leczona od 3 tygodni tylko była już dużo wcześniej. Tkanką nowotworową zaatakowana jest górna, prawa strona kici, nie przytoczę Wam teraz wszystkiego. Ola ma guzy w płucach, na węźle, w uszach (widoczne zmiany nowotworowe) więc nie trzeba wbijać się w węzła skoro guza mamy na wierzchu można z niego pobrać materiał. Ola dostała antybiotyk i sterydy. Nie wiem Wy piszecie, że jesteście zdziwieni tym, że tak Ola działa na leki ja rozmawiałam z osobami i lekarzami (bo wczoraj zapuściłam się w wir kontaktów i spotkałam na internecie kilka osób z kotami z diagnozą chłoniaka i też mówiły, że najlepsze efekty były po sterydach i antybiotykach, często już po kilku godzinach). Wiem, że chcecie dobrze domyślam się, podstawowa diagnostyka jest zrobiona czekamy na wyniki.


Chciałabym Wam jednak nakreślić jedną sytuację bo się tak uczepiliście tej diagnostyki jakby miała odkryć jakąś nową (wyleczalną) chorobę - a nic na to nie wskazuje. Mój dziadek jak wspomniałam miał raka, miał masę niepotrzebnych badań u najlepszych specjalistów, wszystkie z nich poza RTG wykazywały, że dziadek raka nie ma. Pomimo widocznych przerzutów na zdjęciach. Jeden co lepszy guru sobie wymyślił, że dziadek ma grzybicze zapalenie płuc. W tym samym momencie dziadek miał już nowe przerzuty. Podobnie z osobami, które spotkałyśmy na swojej drodze, człowiek spędzał ostatnie dni (nie mówię o dziadku tylko o innych ludziach, których spotkałyśmy na swojej drodze) na diagnostyce, ciężkich wyniszczających badaniach po to, żeby mieć papierek bo diagnostyka najważniejsza.

Podobnie miałam z psami. Wyniki idealne, inne badania negatywne tylko zdjęcie RTG i USG pokazywało bolesną prawdę.

Moim priorytetem jest utrzymanie kota w jak najlepszej kondycji nie wiem tydzień, miesiąc? a nie wożenie go po gabinetach, które nie powiedzą mi nic innego (bo nie ma żadnej szansy na to, żeby to była glistnica czy zapalenie płuc). Jak wół mam zdjęcia, objawy, wyniki podstawowych badań.
Puszek ciuła do swojej skarbonki na nerki https://pomagam.pl/chorenerkipuszka

girlonthebridge

 
Posty: 1528
Od: Sob wrz 22, 2012 1:24
Lokalizacja: Mińsk Mazowiecki

Post » Wto paź 02, 2012 12:38 Re: Ola - nowotwór.

Ale Ona na poczatku leczenia nie dostawała sterydów.
Dostawała antybiotyk i lek przeciwzapalny.
O tym cały czas piszę.
Tolfedyna to nie steryd.
I nastąpiło spektakularne wycofanie się objawów, po czterech dniach leczenia.
Na sterydach obecnie jest gwałtowny rozwój choroby.
Przerzuty na uszy?

Nie wiem dlaczego w Twoim otoczeniu było tyle nowotworów (warto by się nad tym zastanowić), czemu diagnostyka u dziadka Twojego zawiodła. Pewnie po części dlatego że nie było pewności iż za jego stan odpowiada coś z czym walczyć się już nie da i lekarze jednak próbowali wykluczyć łaskawsze potencjalne przyczyny.
Jednak tak jakoś jest że przy stawianiu rozpoznania "nowotwór złośliwy" używa się diagnostyki, nikt nie stawia takiego rozpoznania na podstawie samego zdjęcia rtg i to jeszcze tak niejasnego (rozsiane zmiany w płucach).
Tym bardziej gdy za taką diagnozą idzie zlecenie jedynie leczenia paliatywnego.

Nie wiem skąd u Ciebie taka niechęć do diagnostyki - ale to w sumie Twój wybór.
Jeśli jesteś pewna że Twoja kotka umiera na złośliwy nowotwór i żadna walka nie ma już sensu - to Twoje prawo przecież.
Pozostaje życzyć kotce by ten ostatni swój czas przeżyła łagodnie i spokojnie.

Jako że ja mam troszkę inne od Twojego podejście do takich problemów (zanim się poddam i uznam że to koniec walki chcę mieć ku temu choć dużą dozę pewności i przekonania) - tak więc nie będę już Ci mącić w głowie i znikam z wątku.

Blue

 
Posty: 23947
Od: Pt lut 08, 2002 19:26

Post » Wto paź 02, 2012 12:56 Re: Ola - nowotwór.

Blue pisze:Ale Ona na poczatku leczenia nie dostawała sterydów.
Dostawała antybiotyk i lek przeciwzapalny.
O tym cały czas piszę.
Tolfedyna to nie steryd.
I nastąpiło spektakularne wycofanie się objawów, po czterech dniach leczenia.
Na sterydach obecnie jest gwałtowny rozwój choroby.
Przerzuty na uszy?

Nie wiem dlaczego w Twoim otoczeniu było tyle nowotworów (warto by się nad tym zastanowić), czemu diagnostyka u dziadka Twojego zawiodła. Pewnie po części dlatego że nie było pewności iż za jego stan odpowiada coś z czym walczyć się już nie da i lekarze jednak próbowali wykluczyć łaskawsze potencjalne przyczyny.
Jednak tak jakoś jest że przy stawianiu rozpoznania "nowotwór złośliwy" używa się diagnostyki, nikt nie stawia takiego rozpoznania na podstawie samego zdjęcia rtg i to jeszcze tak niejasnego (rozsiane zmiany w płucach).
Tym bardziej gdy za taką diagnozą idzie zlecenie jedynie leczenia paliatywnego.

Nie wiem skąd u Ciebie taka niechęć do diagnostyki - ale to w sumie Twój wybór.
Jeśli jesteś pewna że Twoja kotka umiera na złośliwy nowotwór i żadna walka nie ma już sensu - to Twoje prawo przecież.
Pozostaje życzyć kotce by ten ostatni swój czas przeżyła łagodnie i spokojnie.

Jako że ja mam troszkę inne od Twojego podejście do takich problemów (zanim się poddam i uznam że to koniec walki chcę mieć ku temu choć dużą dozę pewności i przekonania) - tak więc nie będę już Ci mącić w głowie i znikam z wątku.



Tu nie chodzi o mącenie czy cokolwiek. Nie opiszesz na forum wszystkich badań z 6ciu lat bo okazuje się, że wszystko się ze sobą łączy. Chłoniak nie chłoniak bo możliwe, że to nie od węzła chłonnego się zaczęło a właśnie od ucha i teraz na uchu się kończy. Napisałam wyraźnie czekam na wyniki (badania są robione) liczyłam na wsparcie bo naprawdę w momencie walki ja np. nie mam siły już krok po kroku pisać co było robione bo się na tym nie znam, nie jestem weterynarzem czy lekarzem i wcale nie chcę nim być. Ola miała pobierane wycinki i wymazy. Na wyniki się troche czeka. 24 sierpnia jak pisałam Ola miała badania dotyczące ucha - miała wymaz (bo mówiłam, że leczyliśmy ją na gronkowca) i w wymazie z ucha nic nie wyszło. Żadnych grzybów, bakterii, zmian. Miała jednego polipa w uchu ale też z badań histopatologicznych wychodziło, że jest łagodny. Badania krwi też były robione w sierpniu i nic nie wykazały. Guz na węzłach pojawił się 10 września, po pierwszych antybiotykach się skurczył, po sterydach skurczył się ponownie. W dniu wczorajszym nastąpił (dosłownie w ciągu kilku godzin) rozrost guza z węzła + przerzuty. Na wyniki czekam ale sam postęp choroby nie daje mi nadziei na jakąkolwiek pomyłkę. O to mi chodzi. I nie oceniaj mnie czy walczę czy nie bo nie masz o tym zielonego pojecia jakie mam podejście a takie sądy są mocno krzywdzące.
Puszek ciuła do swojej skarbonki na nerki https://pomagam.pl/chorenerkipuszka

girlonthebridge

 
Posty: 1528
Od: Sob wrz 22, 2012 1:24
Lokalizacja: Mińsk Mazowiecki

Post » Wto paź 02, 2012 13:33 Re: Ola - nowotwór. czek. na wynik. histo.

Absolutnie nie chcę Cię osądzać.
Jak napisałam - to są wszystko Twoje decyzje i w sumie nikomu nic do tego.

O tym że nie jesteś chętna badaniom potwierdzającym diagnozę pisałaś sama kilkakrotnie.
Tak samo jak pisałaś o tym że stan Twojej kotki jest paliatywny i tylko takie leczenie może być u niej stosowane. Takie założenie wyklucza raczej walkę o wyzdrowienie. Dlatego napisałam że ja bym walczyła póki bym nie miała dużej dozy (bo nie zawsze ma się całkowitą) pewności że czas się już poddać.

Nigdzie nie napisałaś że wycinki zostały pobrane.
Napisałaś w ostatnim poście jedynie że podstawowa diagnostyka została zrobiona i czekasz na wyniki. Nie wiem kiedy te badania były wykonane, wcześniej nic o nich nie wspominałaś - a wręcz pisałaś że ich nie chcesz bo diagnoza jest pewna a badania mylące.

Podkreślam - nie osądzam Cię.
Po prostu mam inne podejście.

Blue

 
Posty: 23947
Od: Pt lut 08, 2002 19:26

[poprzednia][następna]



Kto przegląda forum

Użytkownicy przeglądający ten dział: Brak zidentyfikowanych użytkowników i 68 gości