Witam wieczornie.
Czas pędzi okropnie. Ledwie człowiek wstaje a już trzeba iść spać. Wstawiam zdjęcia maluchów z działek:
Ich mama już nie przychodzi...chodzę w miejsce, gdzie była przed przyprowadzeniem dzieci w moją okolicę, ale na razie jej nie spotkałam....(muszę jednak tam zaglądać w celu zastosowania znanego nam środka na rozmnażanie). Maluszki powoli zapominają o niej, chociaż jej pupilek, wcześniej najodważniejszy teraz jakby mniej, jeszcze tęskni....to koteczek z białą końcówką ogonka, na pierwszym zdjęciu. Na drugim strachliwa dziewczynka, którą można pogłaskać palcem w trakcie jedzenia. Na następnym zdjęciu płowa burasia, która udeptuje ziemię na mój widok, a właściwie na widok jedzonka. I w końcu największy miziak, okrągły, o grubiutkich łapeńkach i krótkim ogonku chłopaczek. Nie mam miejsca, by wziąć je do domu...a szkoda, bo mają zadatki na domówki.
Kiedy wychodzę na działkę przykro mi,że zostawiam moje kicie same...kiedy wychodzę z działki cierpię,ze zostawiam działkuny....
