» Pon paź 01, 2012 8:05
Re: Kiri z Ashą w swoim domku; u nas: Thaja, Niania i Krzywy
Odnośnie objawów: nie, nic nie wskazywało wcześniej, że Krzywemu coś jest. Nie było żadnych objawów, innych niż to, co zwykle - nawracający koci katar. Żadnych biegunek, wymiotów, nic. Apetyt, zachowanoie w normie.
Po prostu w ok. czwartku miał nawrót kk, z czego nie robiliśmy paniki, bo on ma już niewyleczalny ten kk. Próbowaliśmy wcześniej wielu rzeczy, miał robiony posiew, dostał swojego czasu trzy dawki zilexisu i nic.
No i k. czwatku znowu zaczął glucić i kichać, ale nie lecieliśmy od razu do weta, bo nie był to jakiś ostry stan (ostatnio przeszedł ze dwa miesiące temu miesięczną kurację antybiotykową). Ja zresztą byłam nieprzytomna, sama jestem bardzo przeziębiona i ledwo żyję. I nic nie zauważyłam. Nikt nie zauważył nic nadzwyczajnego. Dopiero w sobotę zwlekłam się z łóżka - patrzę, a Krzywy ma całą mordkę umazaną w glutach, tak jakoś nienormalnie. Z samego rana dziewczyny (a była to ta sobota), poszły odrazu do weta. Krzywy dostał zastrzyki i do domu tabletki. Wet też nic nie zauważył, nie zlecił jakichś dodatkowych badań.
Wieczorem Krzyw miał jeszcze apetyt, zjadł ulubioną puszeczkę, aczkolwiek zachowywał się dziwnie, czyli już wiedział...: szukał ciemnych, cichych miejsc. Tlumaczyliśmy sobie to zapaleniem gardła i katarem. Na noc córka wzięła go do siebie, bo był jakiś taki niemrawy i spędził z nią całą noc pod kołdrą. Co niebywałe, bo Krzywy zawsze spał sam albo z Zołi, na fotelu...
I z tego się cieszymy, że ostatnią noc spędził koło człowieka...
Nad ranem córka odstawiła Krzywego na dół, z łóżka piętrowego, bo była spiąca i obawiała się, że Krzywy spadnie, a jest słaby. I kiedy wstała, ujrzała to, co ja chwilę potem: Krzywy leżał na podłodze, pomiałkiwał, ciężko dyszał i leżał w moczu.
Natychmiast dziewczyny z Tżetem zebrały się ( a była to niedziela) i pojechali do całodobowego weta. Dzwonili do mnie z tej przychodni (ja miałam gorączkę, nie mogłam jechać) i coś tam mówili, że musi zostać, że badania, może kroplówki, może namiot jakiś tlenowy.
Rtg płuc nie wykazał obrzęku - więc to nie żadne zapalenie łuc czy oskrzeli, od kataru, jak myślałam.
Nie wiem, może ten wirus wykończył jego serce. Ja też przeszłam zapalenie mięśnia sercowego, po niedoleczonej grypie. Trzeba by było zrobić tę sekcję. Ale wszyscy w sensie Tżet i wet odradzali, że po co. Że u nich i tak nie robią, jak już to w Katowicach. Ja też jakoś kierowałam się emocjami - nie wyobrażałam sobie, żeby ciąć Krzywego. Teraz może żałuję, bo nie będę wiedziała, czy mogłam coś zrobić wczesniej i nie zrobiłam (np. jakichś badań profilkatycznych), czy też Krzywy miał jakieś wady genetyczne, czy co.
Lekarze tradycyjnie też nie wiedzieli, bo trzeba by było zrobić dodatkowo wiele różnych badań, bo te, co zrobili, to nic nie wykazały.
I trudno w to uwierzyć, że niby tylko kot, ale snuję się po domu i jest mi bardzo smutno. Cicho i pusto. I zastanawiam się, czy mogliśmy temu zapobiec.
Dziękuję wszystkim - jakoś tak dobrze podzielić się z kimś, popłakać razem. Tutaj na pewno mnie/nas wszyscy zrozumieją - że MOŻNA płakać za kotem.
Mumino - ja nie wiem, co to się porobiło, że na wątku Kiri piszemy o Thai i Krzywym, to dziewczyny coś pokombinowały. No wieści smutne i to nie histeria tylko autentyczny żal. Mam nadzieję, że , tfu co ja mówię - jestem pewna, że Kiri z Ashką będą żył co najmniej do dwudziestu. Jednak inaczej, jak sie odchodzi, kiedy już pora...
Pozdrawiam wszystkich serdecznie - wspominam Krzywego. Zasłużył sobie na to, ten dzielny, kochany łakomczuszek.