tellma pisze:A tak poza tym - jak dziewczynki Was przyjęły po powrocie? Były obrażone, czy od razu rzuciły sie na powitanie?
No więc po raz kolejny jestem w szoku, jakie te nasze sierściuchy bezobsługowe. Jak jechaliśmy na długi weekend, to wylądowały u teściowej. Zaaklimatyzowały się po paru minutach, jedynym problemem były szelki (bo tylko w nich mogły na taras wychodzić, a nie cierpią ich serdecznie), jak nas po tygodniu zobaczyły, to były z lekka obrażone, ale po powrocie do domu wszystko wróciło do normy.
Teraz było ciekawiej, bo po pierwsze - ponad dwa tygodnie, po drugie - trafiły do domu z królikami (które też tam były tymczasowo). Kiri uciekła za telewizor (nie dziwne, przecież w domu tego nie ma), Asha pobiegła się witać z tymi dziwnymi (tym odważniej, że króle w klatce siedziały). Przez cały pobyt tam podobno były grzeczne (z dokładnością do wygrzebywania ziemi z doniczek, ale to drobiazg). Za to po powrocie - cyrk! Najbardziej stęsknione koty świata: z kolan nie schodzą (no i podział już się ustalił był definitywny, ja zostałem zaadoptowany przez Kiri, Pati należy do Ashki), jak tylko im się zniknie z oczu, to śpiewają serenady, śpią z nami (ale tylko do 3:30-4:00 potem zaczynają szaleństwa zabawowe - przebiegnięcie po ścianach budzi tylko nas i sąsiadów pod nami ale pingpong albo plastikowa piłka z dzwonkami rzucane po panelach stawiają na nogi cały wieżowiec

). I tylko żebranie o żarcie się nie zmienia
