Boluś pewnie ma lęk separacyjny a Rubin już ma najgorsz stres za sobą. Ze względu na jakiś tajemniczy objazd przed Szczytnem (jadąc do Sczytna nadrobiliśmy 70 km i godzinę drogi, z powrotem nieco krócej, bo już wiedzieliśmy o objeździe, wybraliśmy dłuższą ale pewniejszą drogę) oraz tajemnicze demonstracje w Warszawie (no ja wiem, nie tajemnicze tylko znane, ale zawsze demonstracje, a Rubinek wszak jechał do centrum Warszawy) podróż trwała znacznie dłużej niż ustawa przewiduje.
Rubin rozpaczał przez cała drogę, niesttey, tłukł sie i krzyczał, nie było sposobu, żeby go uspokoić...
a jak już przysnął i nagle się uciszył, to w panice sprawdzałam czy żyje....
Musiał być kotmicznie zmęczony...
a Boluś pewnie dopiero w nocy zroientował się, że coś nie halo...
Ale to młodziaki, szybko się przyzwyczają jeśli da im się nieco czasu.
Przepraszam też, że wczoraj nic więcej nie napisałam, ale zadzwoniłam do Basi, oporządziłam kociaste.
Wypuściłam Milę, bo na czas naszej nieobecności była zamknięta w pokoju zakocowanym i zaśpiworowanym. Niestety boję się ją wypuszczać w przestrzeń jak nas nie ma, ze względu na to, że mogłaby spaśc i uderzyc się w czasie ataku. A tak ma swój "miękki" pokoik, gdzie reszta kociarstwa nie wchodzi...
A potem padłam jak norka... i obudziłam się dopiero koło 2 w nocy
Za kociarstwo
