Pada.Wyszłam spóźniona do podwórkowców bo malce utulić trzeba było.Naszykować antybiotyki dzikunom i takie tam.Ale najbardziej zaszkodziła mi porannie wczorajsza głupota. W ramach likwidacji oponek bocznych

spożyłam mniej zupki pomidorowej oszczędzając sobie nawet na kluchach. Ale jak TŻ wrócił z pracy ,pojadł ,to sobie piwko wyciągneliśmy.A ja pożarłam do tego piwka chipsy Danki.ŁoMatko, wątroba czy co tam jest w środku odmówiło posłuszeństwa czarnym świtem i rozum powrócił z pytaniem
czy warto było?.Nie warto ale zwlec się trzeba było.Miałam pretensję do rozumu,że tak późno się odezwał.
Polazłam człapiąc i klnąc a tu pada, cholera PADA...Złachana wróciłam a spodnie prawie mi z pupy spadły tyle wody nogawki naciągnęły.
Refleksyjny poranek był dzisiaj. Kwasy żołądkowe uderzyły widać w strune przemyśleń.
Mijam te same osoby rankiem często jeszcze ciemnym.Pani z problemami zyciowymi co pędzi do sklepowej pracy.Pani co to już przestała czasem jedzenie dzikunom wynosić.Ale życzliwie mnie chwali za serce dobre i przekazuje grzeczne moje prośby o zamówienie nerek.Jak jestem w sklepie to lepsze jabłaka, kalafiorek czy inne dobro podsuwa. Kioskarz ,co to raniutko otwiera swoje podwoje dla spragnionych palaczy.Pan niespiesznie idący do pobliskiego całodobowego sklepu by piwo poranne kupić na zgaszenie wczorajszego kaca. Pan co jak ma już to piwo czy marne wino zawsze mi łyka proponuje. Pani z rowerem zbierająca dobro wszelakie...Pan z wózkiem ciągniętym przez rower zbierającym złom...Tylu ich rano mijam. Wszystko to ranne marki pędzące w swoich sprawach by przed "normalnymi" ludźmi wyrobić się. Ja też do nich należę.Znamy się od lat.Kłaniamy się sobie.Nie opuszczają wzroku i nie odwracają głowy jak widzą mnie w kocim stroju,czasem upierdzieloną, nie komentują i nie kręcą głowami ...tylko dobrego dnia życzą. Jak ich widzę to czuję się bezpieczniejsza,że ktoś kręci się o tej godzinie.Ktoś kto mnie zauważa.
Koniec z chipsami.