Ali został w szpitalu.
Nie ma poprawy, znowu sie zapienił, zaczął krztusić, z nosa leci mu gęsta materia...
Wetka powiedziała, że wymaga obserwacji 24 godziny na dobę, że w razie, gdyby się zaczęło coś dziać, to bedzie błyskawiczna pomoc. Na poczatek miał iść do klatki tlenowej...
Wiecie, kiedyś Cyganka chciała mi przepowiedzieć, jak długo będę żyć...
Ja jej za śmiechem odpowiedziałam, że ja wiem, jak długo będę żyć- tak długo, jak będę chciała.
I dziś już nie chcę.
Dziś już mam dość.
Całokształtu.
Dziś brakło mi sił, na wszystko.
Niech to wszystko toczy się dalej beze mnie.
Nic nie chce się poukładać, ciągle wszystko sie pieprzy...jak długo tak można?
Przeciez ja nie jestem żaden cholerny terminator, jestem zwykłą chudą babą, człowiekiem.
Mam tak totalne załamanie, że dawno tak się nie czułam...
Wiem, że wetka bardzo mądrze mi poradziła, ale i tak wyrzucam sobie od nieczułych idiotek.
On tam bedzie sam, bedzie się bał, będzie myślał, że znowu ktoś go zostawił...już tyle razy był opuszczany!
Gówno mnie to obchodzi, ten kot MUSI żyć!
On jest pyskaty, bywa złośliwy...ale ja go kocham bardzo.
I jeśli już nie chce życ dla siebie, to będzie żył dla mnie.
Iwonko, witam Cię serdecznie na moim smutnym ostatnio wątku, bardzo dziękuję, że zechciałaś do mnie zawitać

.
Haniu, bardzo Ci dziękuję za propozycję...jesli pozwolisz, to odezwę się do Ciebie, jak Ali już wyzdrowieje i bedzie w domu

.
Wszystkim Wam bardzo dziękuję za pomoc i wsparcie...Bardzo dziękuję

.