Po wyniki pójdę dopiero po południu. Ale już się nie umiem doczekać. Wtedy będę już wiedziała, czy jeszcze jej się przyda coś na zwiększenie odporności (bo Pani doktor mi mówiła, że jeśli wyniki będą dobre, to nie ma sensu jej nic takiego dawać). No i jeszcze to badania na lamblie (choć objawów zasadniczo nie ma, ale... lepiej dmuchać na zimne i ją kompleksowo stawiać na nogi, a nie ciągle z czymś walczyć, co ją będzie osłabiało).
Niedawno tępiłam u malutkiej pchły, więc może coś jej jakaś kocia pchła zaaplikowała (miała i psie, i kocie) i stąd taki wynik testu na białaczkę; mam nadzieję, że będzie dobrze. Pani weterynarz mnie pocieszyła, że nawet jeśli będzie wynik pozytywny, to co trzeci kot to ma i jak się o takiego dobrze dba, to nie ma tragedii, bo to może w ogóle o sobie nie dać znać (kotek może być tylko nosicielem - to jak u ludzi: są nosiciele HIV, którzy niekoniecznie zachorują na AIDS). A że ona i tak z domku nie wychodzi i innych kotów nie mam, to innego futrzaka przynajmniej nie zarazi. Ale wolałabym, żeby ten test wyszedł jednak negatywny (podobno jest jakiś lepszy, dokładniejszy - chyba go rozważę); paseczek był taki ledwie dostrzegalny, a ona jest silna.
Co do witaminek - jak pokroję analogicznie do suchej karmy i zwilżę, to wcina (bo ona je zawsze trochę suchej karmy RC, gdzie każdego chrupka trzeba na pół i tylko delikatnie zwilżyć wodą, a później drugie danie pt. sparzone mięso wołowe lub z indyka, a do tego odrobina wątróbki, serc i żołądków - przy czym te ostatnie to by jadła najchętniej, ale nie może mieć przecież monodiety).
Bałam się podawania tego Milbemaxu, ale... poszło idealnie. Na początek po tym jak zjadła pierwsze danie, czyli RC, dałam jej powąchać pół tabletki (niby ona ma mieć zapach wątróbki) - nie chciała zjeść, ale też nie uciekła z krzykiem, więc upchałam tę połówkę w kawałeczek wątróbki, wątróbkę pomiędzy żołądki, które ona wręcz pochłania i poszło - zjadła i nawet nie zauważyła... nieco później zrobiła się jakaś taka biedniutka i tak się do mnie tuliła mocno... no i już w kuwetce znalazłam 3 glisty (ohyda), które mojego kiciusia męczyły, a może jeszcze coś wyjdzie. Za 14 dni druga dawka - mam nadzieję, że też aplikacja tak łatwo pójdzie jak pierwsza dawka.
Po wczorajszym czyszczeniu uszu przestała się tak drapać - na szczęście; i tak jej strupki przemywałam rumiankiem i smarowałam oliwą z oliwek - dzięki temu ładnie się wygoiły (bez tego ciągle je rozdrapywała i było coraz gorzej). Mam nadzieję, że z tym wymazem wyjdzie, że to tylko brud.
Co do karm - ona żadnej saszetki nie tknie: urządza mi strajki głodowe, a do tego wtedy jest ryzyko porwania czegoś z naszego talerza /ona lubi wszystko tylko świeżo przygotowane i nawet mięsko muszę jej rozmrażać metodą zalać wrzątkiem, odlać, odczekać chwilę do wyrównania temperatury i jeszcze raz przelać, bo jak np. rozmroziłam wołowinę metodą pozostawienia do samodzielnego rozmrożenia, to wg niej już było niejadalne i stare/, podobnie z ugotowanym mięsem - rosołek wypije (bo jej go też daję z tego jej mięska), ale mięsa nawet nie tknie; po samej suchej karmie ma biegunkę. A przy takim karmieniu (na pierwsze zwilżone chrupki, na drugie sparzone mięsko i podroby) ma raz normalną kupkę, a raz trochę rzadką, ale jest lepiej /w każdym razie nie jest to taka biegunka, że się leje czy coś jak miała na początku/; podejrzewam, że jak się pozbędzie robali, to już będzie całkiem dobrze. I tak czuje się o niebo lepiej od czasu wytępienia pcheł (dużo bardziej żywa i chętniej poluje na zabawki). No cóż - mam ją dopiero od 9 września, więc i tak postępy robi niezłe; trzeba jej dać po prostu czas... nie chcę jej zbytnio jakimiś rewolucjami stresować, bo z tego, co czytałam, to kota najszybciej wykańcza stres i wtedy byle jaka choroba może go zabić (to tak jak mnie); ale cieszę się, że na wadze wyraźnie przybiera i już cała jest błyszcząca

to znaczy, że kierunek jest dobry - tylko trzeba być cierpliwym.
...