J.D. pisze:sama wiesz,że w rozmowie telefonicznej dałaś mylną informację...
że nie "leży" Ci chory kot...
z czego to wywnioskowałam ?
bałaś się,że stres związany z podróżą może pogłębić chorobę
Boże, ja nie wiem czy trzeba mówić drukowanymi literami? Nie bałam się choroby kociaka, chodziło mi tylko o jego zdrowie. Prosiłam o info od weta, czy podróż JEMU nie zaszkodzi. Nie mi - JEMU.
J.D. pisze:chciałaś też rozpiskę co i ile, jak i kiedy dostawał kot
Czy tu jest coś dziwnego? Może powinnam od razu wyrwać do swojego weta, powiedzieć mu: "Słuchaj, kociak jest chory. Na co? Nie mam pojęcia, bo mi nie powiedziano. Czym był leczony? Nie wiem. Ile? Noooo kilka dni... chyba

" Każdy rozsądny człowiek jeśli wie o leczeniu to zanim wdroży inne leczenie/leki przedstawia to co było robione do tej pory. Chociaż może nie, może to dziwne, ale tak działam ja, znajomi i mój wet.
J.D. pisze:pojechałyby 3 gdyby 2zostaŁy w lecznicy-wet wydał wszystkie...
Na ten temat nawet słowem się nie zająknęłaś, usłyszałam tylko "przemyśl, czy w tej sytuacji nadal przyjmiesz wszystkie kociaki, czy może weźmiesz tylko 3"
J.D. pisze:nie oddzwoniłam bo nie było sensu...
Bardzo poważne podejście

Doskonale wiedziałaś, że czekam na informację, jakąkolwiek.
J.D. pisze:Przez mój dom przeszły różne tymczasy, od osesków jeszcze młodszych od tej piątki (Maciuś jeździł ze mną nawet do Łodzi,bo musiał być karmiony i odsikiwany itp co 2 godziny np

) po koty dorosłe. Nie boję się kotów chorych, z racji przyszłego zawodu nie jest dla mnie problemem robienie zastrzyków, kroplówek czy innych czynności związanych z leczeniem kotów.
gdybym usłyszała to wcześniej nie byłoby tej całej sprawy....ja wiedziałam tylko to,że boisz sie choroby w domu ....
Mówiłam Ci od samego początku, że wiem co to znaczy mieć w domu maluszki butelkowe, nie wiem, może powinnam mówić głośniej i wyraźniej? A może w ogóle powinnam autobiografię przedstawić?
ASK@ pisze:napisałaś powyżej,że boisz się wprowadzić chore koty do domu
J.D. pisze:boisz sie choroby w domu
Tak, boję się choroby w domu, jak cholera. Każdej jednej, nawet kataru własnego

. Czy trudno przeczytać to co zostało napisane? Gdybym bała się tak jak sugerujecie, to Karakanek umarłaby pod śmietnikiem, nie przywiozłabym jej do Wawy, albo jeśli już padło mi na mózg i przywlokłam to
brzydactwo po odebraniu wyników FELV i FIV powinnam ją pod rzeczony śmietnik wystawić
O zaraz, wychodzi na to, że jednak nie tylko ja prosiłabym o opinię weta, czy podróż była dopuszczalna
ASK@ pisze:Może i dobrze,że osłabione nie ruszyły w drogę. Osobiście nie jestem za przerzucaniem kotów chorych bo można ich stan pogorszyć.
Chociaż może w tej sytuacji to jednak moja wyłączna wina, że J.D. jest obarczona opieką nad kociakami, bo durna ja nie powiedziałam gdzie się uczę, ile kotów przeszło przez mój dom, nie powinnam w ogóle się nawet zająknąć o PP, bo nagle się okazało, że wszystko jest straszne i w takim razie ja tylko koty w 100% zdrowe mogę przyjąć.
W celu podsumowania, bo witki mi opadły:
ASK@ pisze:A koty są wg ciebie chore choć wetka pozwoliła im jechać
Nie wg mnie były chore, tylko wg słów J.D. Dlatego zapytałam co na to wet. Skąd ja na boga mogłam wiedzieć czy koty są chore czy zdrowe? Diagnozowałam je? Leczyłam? Byłam w lecznicy i rozmawiałam z wetem? Nie. Pierwsze info o problemach z pęcherzem i podawaniu leków było przed południem w dniu wyjazdu. No tak, leki daje się zwierzętom zdrowym, pęcherz i problemy z nim związane to oznaka zdrowia. O biegunce i osłabieniu dowiedziałam się następnego dnia, czyli dzień po tym jak malce miały być już u mnie, więc jak miałam napisać? Kociaki w 100% zdrowe a nie przyjechały bo ktoś myśli,że boję się nawet własnego cienia? Ani pęcherz ani biegunka spowodowana (wg wetów) zmianą pokarmu nigdy nie były przeszkodą, no ale wy wiecie lepiej prawda?
ASK@ pisze:To malce .A malce to kalejdoskop zdrowotny.Rano jest ok.Po południu może być już mocno nie ciekawie. Jak miałaś maluszki ,takie małe maluszki to powinnaś wiedzieć.
Wiem doskonale o tym, dlatego proponowałam tymczas, żeby maluchy nie siedziały w lecznicy, wśród zarazków i innych bakterii, a teraz okazuje się, że przeze mnie z lecznicy trafiły do
J.D. pisze:u mnie mają zagrożenie jak w schronisku
I na sam koniec, kiedy dostałam w końcu wiadomość, że kociaki są gdzie są odpisałam: "Na wszelki wypadek nie składam jeszcze kojca, gdyby trafił się jakiś transport"
No tak, wredna ja, niedobra, skazałam kociaki i J.D. na siebie samych, bo chciałam tylko wiedzieć co z nimi jest i prosiłam o to, żeby wet opisał wszystko co do tej pory dostawały kociaki aby ułatwić dalsze leczenie mojemu wetowi.