Ale mi to wekend

.
Zimno i wieje.
Przyszłam, posprzątałam, zrobiłam pranie, umyłam się...i już 20

.
Się tak nie bawię

.
Witam cioteczki

...póki nie zasnę w fotelu

.
Ostatnio mi się to zdarza notorycznie.
Widzę, że cioteczka
Kamari nas odwiedziła, i cioteczka
Katarzyna się skądsiś wygrzebała

.
No to nadaję z Zosina.
Ringuś musiał dziś iść do kojca, dosłownie na godzinę, bo nie bardzo mogę przy nim posprzątać...
Swoje niezadowolenie z tego powodu zamanifestował zjadając swój kocyk z budy

.
No nie, zjeść nie zjadł...ale rozprowadził konkretnie, na pierwiastki

.
Rudy wiewiór znosił dzis do dziupelki orzeszki.
Część drogi pokonuje naziemnie, co zoczyła Michasia.
Popędziła za wiewiórem, ale ten tylko machnął ogonem, wskoczył na najbliższą gałąź i stamtąd przywalił Michasi orzechem włoskim

. To już nie są potyczki- to regularna wojna!
Reszta spędzała dzień na lenistwie, tylko A i G doprowadzali mnie przy sprzątaniu do furii...jak zwykle zresztą

.