korbacz9 pisze:Z tym malowaniem to nie zły pomysł tylko, żeby znaleźć cos co nie szkodzi i tak łatwo nie zejdzie
Chodzi o znakowanie trwałe. Żeby za rok, dwa, tego samego kota drugi raz nie łapać. Koty migrują, różne grupy kociarzy łapią, karmiciele swoich kotów nie znają / nie rozróżniają – to niestety standard. Często nawet nie wiedzą, ile ich jest.
To wszystko powoduje, że ciągle łapie się kocury wykastrowane, kotki już wycięte. Z kocurem pół biedy, sprawny (podkreślam) sprawny wet zajrzy mu pod ogon bez narkozy, reszta (czyt połowa tzw lecznic talonowych i sporo „normalnych”) wali narkozę i dopiero ogląda.
Z kotką jeszcze gorzej - trzeba ogolić brzuszek. A dzikiej na żywca żaden wet nie ogoli. Więc narkoza. A jak cięta bokiem albo malutkim szwem? Po dwóch latach śladu po bliźnie nie ma. Więc otwiera się brzuszek i patroszy - szuka macicy i jajników. Duże cięcie, mocne grzebanie w brzuszku, bo może ta macica gdzieś ukryta. A potem „ustawowe” 48godz w lecznicy i na wolność... Z wielką, ledwie zszytą raną…
A narkoza wali po nerkach, zwłaszcza ta najtańsza podawana kotom ciętym na talony – bo cena z przetargu niska żeby wygrać, bo lecznica, żeby zarobić, musi oszczędzać na wszystkim, nawet kosztem kotów. Czy wiesz, że w Dogu koty po operacji leżą na gazetach? Z rzadka zmienianych. Nawet na podkłady skąpią.
A nerki - koty mają bardzo delikatne nerki… Zresztą masz przykład u swojego kota chyba.
Stres przy łapaniu, transporcie do i z lecznicy - też kotom szkodzi, po co fundować im drugi, czasem trzeci?
Praca i czas „łapaczy”, koszty transportu do lecznicy, czas poświęcony na jazdę na drugi koniec miasta po talony - też się liczy, załatwiamy to wszystko w prywatnym czasie, kosztem odpoczynku, rozrywek. Nikt nam za ten czas i paliwo nie zwraca.
Możesz powiedzieć, że jak nam talony nie pasują, to możemy ciąć i płacić. Też to robimy, co najmniej przez połowę roku, kiedy sterylek miejskich jeszcze albo już nie ma. I wtedy korzystamy z lecznic, które dają nam bardzo korzystne ceny, ale nie każą zwierzętom pooperacyjnym leżeć w odchodach. Tylko nie stać nas na taka ilość zabiegów, jaką może i powinno zapewnić miasto, zgodnie z ustawą. My jesteśmy wolontariuszami, działamy nie z . u s t a w o w e g o . o b o w i ą z k u, a z potrzeby serca, choć to głupio brzmi.
W całej Polsce nacina się uszka, my korzystając z doświadczeń innych grup od kilku lat nacinamy. To się sprawdza. Nie tyko przy łapaniu - także przy pokazywaniu osobom niechętnym kotom, że to stado jest już wycięte, nie rozmnoży się, nie będzie ich więcej.
Więc po co wyważać otwarte drzwi? Nacinanie uszek jako rozwiązanie tanie i skuteczne jest powszechnie sprawdzone.
A piszę to z doświadczenia ładnych paru setek sterylek. I kilku lat pracy (za darmo) w kocim światku.