Witajcie
Basiu, 5 kotków!!!
Ależ musisz mieć wesoło...
Małe są cudne
Mateosiu, śliczny ten Twój Nosek
Evuś, serdeczne gratulacje!!!
Uściskaj ode mnie Wiatrusię
A wracając do tematu kocich relacji...
Mam problem dość poważny i trudny do rozwiązania, ponieważ Micuś nie jest kotem domowym i nie chce przebywać w domu w ogóle.
Pewnie to się zmieni, kiedy nadejdzie zimno, ale on nigdy poza kilkoma godzinami nawet przy -30 stopniach nie chciał przebywać w domu.
Teraz wbiega na 5 minut, żeby się potulić, najeść, a później śpi na tarasie albo na ławeczce w ogródku.
Dlatego trudno zapanować nad relacjami pomiędzy nimi, kiedy nie są oba w domu.
Kicia z kolei bardzo się go boi i syczy, kiedy go widzi, ale jak jest chwilę w domu, to bardzo jest nim zainteresowana.
Prawda jest taka, że Micuś nie tylko nas traktuje jak swoją własność, ale cały teren gdzie mieszkamy, ponieważ bije wszystkie koty, a w sumie kotki, które tutaj są.
Jak był Zulusek, to też nie przepadał za Nim, ale siłą rzeczy musiał Go akceptować, czuł wobec Zuluska respekt, ponieważ Zulek był 3 razy większy od niego.
Kicia i inne kotki są mniejsze i słabsze i dlatego je atakuje.
Myślałam o obroży z feromonami, ale czy w tej sytuacji zda ona swój egzamin?
Czy to z kolei nie zaszkodzi Mickowi, jak pójdzie na swoje wojaże i np. inne koty będą szukać z nim zwady?
Nie wiem, naprawdę nie wiem, co robić...
Wczoraj wieczorem przyszedł do domu i na początku patrzył spod byka na Kicię, ale później przestał się nią interesować.
Okazywaliśmy mu dużo czułości, dużo do niego mówiłam (bo ja zawsze mówię dużo do kotów

)
Natomiast takie chwile "uśpienia" z jego strony już były, a spryciarz po jakimś czasie niespodziewanie atakował...
Z Kicią z kolei też nie mam łatwo, bo ona strasznie garnie się na dwór i potrafi być na tym dworze kilka, kilkanaście godzin bez żadnego meldunku w międzyczasie.
Niestety nie podoba mi się to bardzo...
Zulusek był na tyle kochany i grzeczny, że meldował się w domu najdalej co 2 godziny, a kiedy Go zawołałam, to zawsze zadzwonił dzwoneczek przy obroży, więc wiedziałam gdzie jest.
Kicia jest niestety inna...
Ostatnio jak ją wypuściłam o 17, to przyszła o 2.30!!!
Czekałam na nią jak wariatka i już się martwiłam, że coś jej się stało...
Kiedy wyszłam z domu jej szukać, to Panienka jak gdyby nigdy nic dumnym krokiem maszerowała sobie do domu.
Tłumaczenia, że dziewczynki nie powinny chodzić nocami, zdały się na nic
Jak wczoraj wspomniałam, od 3 dni jej nie wypuszczam i dzisiaj rano, jak mój Brat wychodził z domu, to z prędkością światła wymknęła się między Jego nogami i pognała na podwórko.
Minęło już ponad 5 godzin i Panienka nie raczyła się pojawić nawet na chwilę.
Bardzo mi się to nie podoba i pewnie nie jestem w stanie tutaj nic zmienić...
Kilka dni temu założyłam jej obrożę i dzięki dzwoneczkowi w miarę potrafiłam ocenić, gdzie jest, ale po 2 dniach obrożę zgubiła.
Założyłam jej na tyle luźno, żeby mogła się z niej wysunąć w razie czego i tak też pewnie zrobiła.
Musiałabym mieć chyba karton z obrożami by co 2 dni zakładać jej nową
Jedynym plusem całej tej sytuacji jest to, że miejsce gdzie mieszkamy jest bardzo spokojne.
Teren jest ogrodzony, ludzi jest niewiele, ale jesienią i zimą nie będzie tu prawie nikogo.
A tak poza tym, to po tym jak mój Brat ściągał ją 2 razy z drzewa, Kicia się w nim zakochana i traktuje go jak swojego wybawcę
Na szczęście mój Brat jest w niej równie zakochany
Ech, nie wiem, co robić...
Zobaczymy, ale jak macie jeszcze jakieś rady, czy pomysły, to będę je chłonęła w najwyższą uwagą
Miłego popołudnia Kochane
Ach, chciałabym bardzo znów się z Wami zobaczyć.
Jak wiecie, miałam zorganizować u siebie spotkanie, ale niestety mój Brat nigdzie nie wyjeżdża i dlatego nie mam teraz możliwości.
Mam jednak nadzieję, że coś wymyślimy i znów się zobaczymy w niedalekim czasie
P.S.
Jak kończyłam pisać, to Gwiazda się pojawiła
