No to może krótka historia mojego dokocenia.
Niunia - obecnie ok. 4-letnia znajda, zabrana z działek, miziasta, proludzka, nie wiadomo jak się na tych działkach znalazła (możliwe, że ktoś ją w ciąży wyrzucił z mieszkania, bo była znaleziona z kociakiem, ale to kot ewidentnie domowy). Miała być tymczasem, ale nie potrafiłam się z nią rozstać. Inne tymczasy tolerowała, mniej lub bardziej, ale zawsze wolała leżeć plackiem koło człowieka (albo na człowieku) i wystawiać brzuch do głaskania. Kota zupełnie nieagresywna do ludzi, inne koty witała zawsze syczeniem i ignorowała, jeśli one ignorowały ją albo uciekała do ludzi, szukając azylu, jeśli nie.
Na pomysł stałego dokocenia wpadłam, kiedy Niuni się trochę przytyło, w imię zasady "drugi kot w domu oznacza więcej ruchu i rozrywki". No i się dokociłam, 4-miesięcznym kocurkiem. I się zaczęło. Kocurek okazał się być diabłem wcielonym z ADHD, Niunia się absolutnie obraziła na mnie i na cały świat i pierwszych kilka dni spędziła pod łóżkiem a zamiast spalać kalorie w trakcie zabawy, zaczęła zajadać stres i trzeba było jej jeszcze bardziej pilnować. A kot jak nie mógł znaleźć swojej kociej ofiary, znęcał się nad nami. Obgryzał wystające spod kołdry stopy w środku nocy, wspinał się po tapetach pod sam sufit, gryzł i drapał po rękach jak się go głaskało (znajdka karmiona butelką, bez rodzeństwa i matki, więc też się nie zdążył nauczyć, na ile można sobie pozwolić). Bardzo mało spał, mimo że szalał non-stop, z braku innych pomysłów bawiliśmy się z nim w berka, biegając jak durni po całym mieszkaniu raz za nim, raz on za nami i efekt był taki, że człowiek zmęczony padał od razu a kot dalej chciał się bawić.
No i co było zrobić, trzeba się było przyzwyczaić.

Po roku razem stwierdzam, że Diabełek (bo tak już zostało) to charakterny, ale bardzo słodki kocurek, chociaż ciągle mi zdziera tapety w przedpokoju (czekam aż zedrze do końca, to będzie remont

) i w trakcie zabawy potrafi dość mocno ugryźć i podrapać. Niunia się też przyzwyczaiła, śpią z nami w jednym łóżku, czasami się razem bawią, przytulają i wylizują futerka nawzajem, ale to dwa zupełnie inne kocie charaktery. Bo Diabełek nie lubi być głaskany, chyba że sam przyjdzie do człowieka w tym celu, wtedy domaga się miziania aż mu się znudzi i sobie pójdzie. Niunia z kolei nie odstępuje człowieka na krok i można z nią robić wszystko.
Zaznaczę tylko, że po kastracji wcale się ten charakter nie zmienił, to nadal przesłodkie niedobre Diablątko. Kot, który bije rurę odkurzacza podczas odkurzania i niczego się nie boi a najlepszą zabawą jest zabawa w berka gryzionego z Niunią albo mną.
Pierwszy raz widziałam, że kot się czegoś przestraszył, kiedy miesiąc temu pojawił się u mnie nowy tymczas - duży rudy 8-letni kocur-dominant. Przy pierwszych próbach zapoznania z rezydentami sytuacja wyglądała trochę jak ta z opisu kota dominanta z pierwszego posta w tym wątku: kot się rzucił na kotkę z chęcią ukatrupienia i miałam problem, żeby je rozdzielić. Wtedy pierwszy raz widziałam jak Diabełek zasyczał. Powstał nawet tymczasowy sojusz z Niunią przeciwko nowego rudemu "potworowi". Koty są izolowane od tamtej pory i tylko czasami rudy wystawia łapy przez szparę pod drzwiami swojego pokoju, aby dorwać kota po drugiej stronie a Diabełek na te łapy poluje.

Dla jednego z nich jest to zabawa, podejrzewam.
Wprawdzie nie jest to jakaś mocno dramatyczna historia, ale dokacając się liczyłam na kocie interakcje z moim dotychczasowym kotem, wyglądające mniej więcej tak jak z moimi poprzednimi tymczasami, czyli spokojne. A tu taka niespodzianka. Dodam, że absolutnie nie żałuję adoptowania tego konkretnego kota, ale ktoś mniej cierpliwy i nieznający kociej różnorodności, mógłby nie wytrzymać. No i te tapety i tak się nadawały do zdarcia.