solarie pisze:A koty były przed zabiegiem ważone, dawka narkozy na pewno została odpowiednio dobrana? No i wybrałaś zaufany, sprawdzony gabinet czy taki pierwszy z brzegu?
Swojego kota kastrowałam w wieku dziesięciu miesięcy, zabieg trwał niecałe pół godziny, odebrałam go z lecznicy niewybudzonego. W domu pilnowałam tylko, żeby oczka mu nie wyschły i się nie wyziębił, sam obudził się po kilku godzinach, ale dochodził do siebie, słaniał się jak to po narkozie. Niemniej na drugi dzień "śmigał jak nówka", nie dał po sobie poznać, że w ogóle odbył się jakiś zabieg, miał apetyt, ładnie kuwetkował. I nie jest to odosobniony przypadek, żeby nie wyszło, że jestem jakąś szczęściarą w tej materii.
Wydaje mi się po prostu trochę nierozsądne z Twojej strony, że puszczasz samopas niewykastrowanego kota, nawet jeśli to pers, zwłaszcza, że nie jest taki spokojny, skoro mimo wszystko wdaje się w bójki z innymi kotami. Poza tym - jeśli na jego ogródek wchodzą koty, równie dobrze mogą wejść i kotki, nawet nie zdążysz zauważyć jak ją pokryje. A bezdomności kotów zdecydowanie powinno się zapobiegać. Takie jest moje zdanie.
Tak były ważone, ale nie wiem czy dawka narkozy była odpowiednio dobrana bo się na tym nie znam. Gabinet nie był pierwszy z brzegu, bo rodzina tam wcześniej nosił swoje koty. Może po prostu lekarz źle wykonał zabieg. Później też słyszałam złe pinie o tym weterynarzu i już tam nigdy nie zachodziłam. Teraz jeżdżę do Olsztyna.
Zgadzam się z Tobą, bo ja też robię wszystko żeby zapewnić kotą domy. W zimę nie będę wypuszczać Ozyrysa wcale, ponieważ nie lubi śniegu. To już sprawdzone
