To nie jest okolica na wypuszczanie kota - jak mówiłam, przewijające się bezpańskie psy i przede wszystkim ruchliwa ulica - mój dom stoi przy głównej drodze w mieście. Poza tym wiąże mnie umowa adopcyjna, zresztą ja sama nie wyobrażam sobie mieć wychodzącego kota, dla mnie to skrajna nieodpowiedzialność - już jak go mam na smyczy to się trzęsę jak osika, żeby sobie nic w łapkę nie wbił, nie został ugryziony przez jakieś robactwo, nie wpadł gdzieś - a mam go tuż przed oczami.
Poza tym uczy mnie doświadczenie, tu nastąpi mała dygresja. Otóż mam koleżankę, która mieszka można powiedzieć, że na wsi we własnym dużym domu z ogrodem, ale nie jest to działka ogrodzona płotem. Ma kota - kilka miesięcy starszy od Malagity, już teraz wykastrowany, też dachowiec (dostała go od kolegi, który zgarnął ciężarną matkę z ulicy i odchował ją z małymi, kiedy się urodziły - potem je porozdawał wśród znajomych). Tyle że ona go wypuszczała na zewnątrz (nawet jeszcze przed kastracją!

), żeby sobie pobiegał. Zdarzało się, że wracał poobijany, prawdopodobnie po walkach z kotami, ale nic sobie z tego nie robiła, wypuszczała go (lub jej rodzice) nadal. W końcu pewnego dnia kot nie wrócił do domu, było to parę dni przed planowaną kastracją - szukała go bez skutków, wywieszała ogłoszenia. Ostatecznie wrócił sam, po ok. tygodniu, w koszmarnym stanie, ale żywy. Wtedy na szczęście przestała go wypuszczać z domu, odratowała, wykastrowała. Ta przygoda jednak nie nauczyła niczego jej rodziców - mimo jej protestów nadal wypuszczali kota na pole, żeby "zażył świeżego powietrza". I co? W końcu doszło do najgorszego - kot ucierpiał na ich głupocie.
Pewnego dnia Karol (kocur) wrócił do domu, wbiegł szybko na górę i tyle go widziała. Jak w końcu pozwolił się zobaczyć okazało się, że... ma prawie całkowicie urwany ogon!

Panika, wizyta u weterynarza, diagnoza: ogon złamany w kilku miejscach, spróbujemy zaszyć, założymy szwy, zobaczymy jak to będzie. Trzeba było wręcz ściągać z niego skórę, bo ledwie wisiała. Koniec końców, kiedy większa rana się zasklepiła, ogon trzeba było amputować w całości, nie było innej rady. Na szczęście kot przeżył to wszystko i teraz już z nim dobrze, ale mnie nadal trzęsie na bezmiar nieodpowiedzialności tych ludzi...
I wracając do tematów przyjemniejszych, kiedy Malaga chce wyjść na pole, to właśnie siada pod drzwiami, kiedy ktoś wchodzi do przedpokoju to ociera się o nogi i biegnie do drzwi, zdarza mu się też siadać w przedpokoju na ławie, gdzie są położone szelki i smycz - także wysyła jasne sygnały.

Kiedy tylko możemy i mamy czas, a pogoda dopisuje, spełniamy jego prośbę i zabieramy go albo na balkon, albo na podwórko.