Spakowałam go w lignine i pojechałam do weta bez żadnych nadziei, ale weci z lecznicy na ul. Krasińskiego zawalczyli o niego długo to trwało, ale wyrósł na pięknego i dostojnego kota. Kacper w następnych dniach wydalał liście, trawe, patyki , kolki sosny, tym biedak się żywił.
Wymioty nie zawsze są , zwraca po mięsie po saszetkach (tylko kupuje felixa z zooplusa i gourmety średnie opakow), tak jest jak łapczywie łyka.
Ale go bardzo kocham, on mnie też jest bardzo kontaktowym kotem, zaglada w oczy jak jestem smutna, całuje , barankuje i wywala brzuchala do miziania.













