Wczoraj zalałam mój ekstra-super-hiper-nowoczesny telefon, który robi wypaśne zdjęcia. Więc mam fotki, ale na aparacie, a po przeprowadzce kabelek do aparatu mam nie wiem gdzie :/
Ale kotki żyją i są kochane

W nocy otworzyły sobie drzwi (znaczy Maksiu otworzył, on ogólnie bardzo zdolny jest) i zadekowały się w naszej sypialni, noc więc spędziły z nami.
Dziewczynka (piękna jest!), którą p. Basia nazwała Lusia, jest totalnie słodka - mruczała całą noc, tuliła się, zagadywała.
Maksiu, czyli pingwinek, to kot koncepcyjny - siedzi i myśli, a jak wymyśli, to działa: a to, jak otworzyć drzwi, a to jak coś zdjąć szybko z półki, a to jak odgryźć mi stopę... jak mu się uniemożliwia, to miauczy, bardzo jest gadatliwy.
Mikrus, czyli burasek, jest bardzo ruchliwy, wdrapał się już sam na szafę (zrzucają połowę książek), biega z myszką w pyszczku i warczy, jak mu rodzeństwo próbowało zabrać, skacze, gania.
Wszystkie trzy są bardzo różne charakterem, ale zdrowe, piękne, odpasione, towarzyskie. Jedzą i korzystają z kuwety bez problemu.
A dziś mam nadzieję jeszcze wrzucić zdjęcia kiciorków z Rembertowa, dla których znalazłam tymczas i dziś robiliśmy fotki adopcyjne. Małe są, wyglądają na dwa miesiące, a wydaje mi się z wyliczeń, że muszą mieć ze trzy - czyli są tylko trzy tygodnie młodsze od tych moich. A te moje ze trzy razy większe
I chyba tam są dwie dziewczynki, piękne też
