Otóż kot ów wydziera się pasjami od rana do wieczora. Jak mu się znudzi to się zamyka, ale prędzej czy później zaczyna od nowa. Ma w misce jedzenie, wodę, kuweta jest regularnie czyszczona. A on chodzi i miauczy i wierzcie mi, że ma bardzo donośny głos. Nie jest to też kwestia braku niedostatecznej uwagi, bo wszyscy poświęcają mu naprawdę wiele czasu. Jest zdrowy (poza tym, że od urodzenia głuchy; to biały kot) i wykastrowany.
Mieszkamy w bloku, czasem jak wchodzę do klatki, to słyszę go już na parterze...
Wygląda to tak, że nagle ni z tego owego zaczyna łazić po korytarzu i wydobywać z siebie okropne MIAU MIAUUUU MIAAAU w skali, której pozazdrościłaby mu niejedna śpiewaczka operowa. Problem ciągnie się odkąd pamiętam, a ostatnio wręcz narasta i powoli zaczynam wychodzić z siebie. No ale co ja mogę, skoro nie mam pojęcia, z czego to wynika i skąd to się bierze? Ktoś ma jakieś rady? Pomysły? Czy to możliwe, ze on po prostu już tak ma, lubi sobie pokrzyczeć, i trzeba się z tym pogodzić?
Co ciekawe nie pamiętam, żeby miauczał w nocy, kiedy wszyscy już się położą spać. Skąd taka zależność?
Pomocy.
