Ostatnie dni, sama nie wiem, co kiedy, lecę wg kolejności zdjęć w aparacie …
Magda z Kilińskiego - mały kocurek poturbowany przez psy - na pewno wyłamany kiełek i pęknięta z przemieszczeniem dolna szczęka, coś z tylnymi nóżkami, źle się porusza. Wraz z Magdą odbierałam go z lecznicy - ku mojemu wielkiemu zdumieniu wetka wydająca kociaka nie potrafiła przekazać o nim praktycznie żadnych informacji, rtg szczęki ani nóżek nie było…. Za to był rachunek….

Karmicielka z Franciszkańskiej znalazła dorosłego burasa w tragicznym stanie - skrajne odwodnienie, temperatura 33stopnie, i chyba wiemy, czyj był - państwo profesorostwo zmienili meble i wyjechali na ciepłe wyspy…. Wcześniej karmicielce proponowali podrzucenie burasa do stada wolnożyjących plus 30zł miesięcznie, odmówiła informując, że domowy pieszczoch nie da sobie rady … No i nie dał - umarł w nocy w lecznicy.

Dwa burasięta z czwórki z Pomorskiej 41a - bezoczek i braciszek - znów lecą przez ręce, prawie codziennie latałam z nimi do lecznicy, poduszka elektryczna, karmienie convem, kroplówki podskórne…. Dziś od rana są w Centrum…

Piątka osesków z Lublinka, w która mnie naiwną koncertowo wrobiono (miałam napisać, ciągle nie ma kiedy), znów miała odjazd, nie wiadomo dlaczego, mixol odstawiony już dawno, są na convie - pożerają dwie saszetki dziennie, są w połowie 6go opakowania. Opakowanie 80zeta najtaniej. Na szczęście udało się wszystkie zatrzymać.

Limanowskiego, kolejna melina - cztery niewysterylizowane kocice, dwa kociaki biało-brązowe, mam nadzieję, że uda się kotki wyciąć, a kociaki zabrać - bo panie zgadza się na sterylki, ale kociaki kocha nad życie. Ten brąz mi się nie podoba..

I niefortunny sobotni wyjazd na chwilę do znajomych na działkę. Slrzyżowanie Jana i Cecylii z Aksamitną, dwa kociaki na skraju asfaltu. Wokół coś w rodzaju lasu. Czarny złapał się po sekundzie, po prostu rzucił się na saszetkę, zanim dobre rękę do niego wyciągnęłam, biała do łapki natychmiast po nastawieniu. Zdrowie, przerażone i potwornie wygłodniałe - jedzą i wymiotują z przejedzenia, rzucają się na wszystko, co dam i pochłaniają w mgnieniu oka.

Tel ze Zgierza - dwa chore kociaki. Damy łapkę i stacjonarną, pomożemy leczyć.
Tel od p.Krzysztofa - siedem (!!!) kociaków. Damy łapkę.
Tel nie pamiętam skąd - dwutygodniowe kociaki na smoczek. Odmówiłam.
Adopcje idą bardzo powoli, dt zapchane.
Gdzieś jest kres naszych możliwości.